Kryzys dopaść może każdego o porze każdej każdego wieku. Bez sentymentów i bez znieczulenia. Kryzys babci się pogłębia. Sinusoida zachowana jest, ale tendencja wydaje się być spadkowa. Na przykład jakiś czas temu po raz pierwszy zostałam nazwana wiedźmą. Przyznam szczerze, że zaskoczyło mnie to, choć większego wrażenia na mnie nie zrobiło. Jestem w jakiejś mierze uodporniona - od dawna babcia mi "zawadza" w jej mniemaniu. Proponuje nawet, że wypije truciznę, którą bym jej podała, żebym już miała spokój. Bo powiesić się nie potrafi, jak zaznacza. Słowem-kluczem jest tutaj wyraz "zdechnąć" występujący na przemian z "zostawić" tudzież wyrazy te mogą spokojnie funkcjonować obok siebie na przykład w stwierdzeniu "znowu mnie zostawisz samą, żebym zdechła". Tak, kryzys się pogłębia. Przestaję być ukochaną wnuczką. Aczkolwiek wciąż często nią jestem. Ale już nie zawsze. Gdy nie jestem, wówczas babcia donosi na mnie innym osobom. Że zaraz pójdę. Że ona zawsze sama. Sama i sama.
A dziś (tak, to było już dzisiaj) z Brudną się z niej śmiałyśmy. No faktycznie. Z niej. Nie mogłyśmy jednak inaczej. Brudna płakała. Potrzebne były chusteczki. Babcia wzięła zaśmiech do siebie. I zaczęła nawijkę o "zawadzaniu" i "zdychaniu". I truciźnie. Wcześniej dałam jej małe "co-nieco", ale nie chciała. Skrzywiła się jak dzieciak, któremu podsuwa się cukierka z procentem.
Obecnie babcia idzie spać i nie będzie czekała na "te, co nie przyszły na czas. Niech śpią na słomiance".
P. S.
Dziś misiulek został po raz pierwszy eksmitowany z łóżka. Na chwilę. Wrócił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz