Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 28 lipca 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 116 - Nie samym chlebem.

Przestałam. Przestałam liczyć te cholerne kalorie. Zrezygnowałam po jednodniowym paśmie sukcesów, kiedy zjadła w 100% wszystkie podane posiłki.Trudno jednak ogarnąć kalorie, kiedy z podanej porcji w organizmie babci ląduje tylko część. Tak więc zrezygnowałam. Mobilizacja do wstawania skoro świt, by przed obiadem zdążyć z dwoma śniadaniami, też jest różna. Bardzo różna. Baaaardzo. Albo jest taki dzień jak ten. O godz. 14.00 zjadła śniadanie. Pierwsze. W postaci połowy drożdżówki z jagodami i kubusiem. Ale cóż innego robić, gdy z nieba leje się woda. W przyszłym tygodniu podobno dla odmiany z nieba będzie lał się żar. Też idealna pogoda na niekończące się spanie. Ale żeby nie było - jakieś produkty spożywcze jednak wciąga. I jako taki kontakt ze światem (czyli ze mną) od czasu do czasu utrzymuje.

Ze względów praktycznych siedzę obok niej na łóżku, gdy je drożdżówkę, i ją przytulam. Babcię. Nie drożdżówkę. Względy praktyczne związane są z tym, że zaczyna nudzić mi się powtarzanie co dwie minuty, żeby nie kładła się w trakcie jedzenia. Siadam zatem i przytulam.

- Chcesz się lelać? pyta.
- Tak. A ty nie chcesz?
- Ja chcę spać.

Nie samym chlebem człowiek żyje. Jest jeszcze spanie.

piątek, 21 lipca 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 115 - Walki o kalorie ciąg dalszy

Nadal liczę. Te kalorie. Wiem już, ile ich jest w 100 gramach jajka i ile mniej więcej waży średniej wielkości jajko. Ile kalorii ma kubek kakaa z mlekiem, a ile drożdżówka z serem. W ogóle ta drożdżówka mnie zaskoczyła, a raczej te 300 kalorii, które w sobie kryje. Poznałam też zawartość kalorii w ziemniakach, smażonej rybie i maśle. I może ogarnę regularność posiłków. Dziś dałyśmy radę. Babcia zjadła pierwsze i drugie śniadanie, obiad, dostała nutridrinka w ramach podwieczorku i wieczorem kolację. Przed nami jeszcze kaszka. Sądzę, że jeśli wciągnie całą kaszkę to dzień zakończymy spokojnie z wynikiem 1850 kalorii (uczcijmy to chwilą ciszy i niemymi fanfarami).

Wczoraj o 23.30 zadebiutowałam z tą kaszką. Na pierwszy ogień poszła jagodowo-truskawkowa. Zrobiłam według zalecenia (może poza sterylizacją rąk, naczyń, kuchni i podwórka; darowałam sobie także pięciominutowe gotowanie zagotowanej wody) i babcia wciągnęła całą porcję. Przed podaniem na szczęście spróbowałam i nadrobiłam drobne niedociągnięcie producenta, dosypując łychę cukru. Babcia pożarła kaszkę i poszła spać. Zajrzałam do niej po kilku minutach. Spała jak suseł, pachnąc kaszką.

Kalorie to kluski, kasze, ryży i na szczęście w ramach różnych darów i akcji posiadamy niemal dożywotni zapas tych produktów. Byle chciała jeść.

czwartek, 20 lipca 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 114 - Walka o kalorie.

Byłam na wakacjach. Całe dziewięć dni. Oczywiście nie usprawiedliwia to blogowego milczenia, gdyż ostatni post wrzuciłam na początku czerwca, a z samych wakacji wróciłam już jakiś czas temu. Gdyby ktoś pytał, czy odpoczęłam, to tak - nawet niektórzy mówili, że wyglądam na wypoczętą. Przez dziewięć dni nie musiałam gotować ani zmywać. Wszystko podane pod nos i posprzątane ze mnie. Cudownie. Gdyby ktoś pytał, czy odpoczęłam od babci, oczywiście, że nie. Chyba na miesiąc musiałabym wyjechać. Ale było minęło. Babcia jakoś przeżyła moją nieobecność. 

Od dawna już zaczęła tracić na masie, czyli strasznie chudnąć, skóra wisieć na niej coraz bardziej zaczęła, szczególnie tam, gdzie do niedawna było jeszcze trochę tłuszczu, mięśni czy czego tam miała. Punktem krytycznym była zeszłotygodniowa środa, kiedy odmówiła wszelkiego spożywania pokarmów przez cały dzień, a nutridrinka zmieszanego z wodą wypiła zawrotną ilość 150 ml (przez całą dobę). Bo póki co wróciłyśmy do nutridrinków. Jeden dziennie. Do tego na dobry początek dnia kalorie w proszku. Rozrabiam tego 50 gramów z wodą, co daje na start prawie 200 kalorii, mieszam z kubusiem, czyli mam kolejne 50 kalorii. I tak kurna czytam te zawartości na opakowaniach i liczę te kalorie. Byle więcej. Praktycznie na wszystkim to zamieszczają, więc się zapoznaję. Z Ukrainy przywiozłam ichnią chałwę. To jest dopiero cudo. Sam tłuszcz i cukier. Nasi najlepsi przyjaciele (trzeci to sól). Że Ukraińska, to nie podają zawartości kalorii. Ale od czego są internety. Chałwa w 100 gramach zawiera prawie 470 kalorii. A do tego babcia ją uwielbia, więc nie ma problemu z przyswajaniem. Sama paszczę otwiera na dźwięk tegoż słowa. Bo nawet zaczęła znowu słyszeć, jak tak walecznie wpycham w nią te kalorie w towarzystwie cukrów, tłuszczy i soli.

Innym przebojem jest galaretka wieprzowa (czyli zimne nóżki, normalnie rzecz nazywając). Żelatyna i sól. Też super. I też chętnie wciąga. Kolejny smak dawnych czasów.

Przytachałam do tego dziś kaszki mleczno-ryżowe powyżej szóstego miesiąca. Miałyśmy kiedyś taki epizod w życiu, miałam wtedy z naście lat, i na potęgę je pożerałyśmy. Może babci będą dobrze się kojarzyć. Gdy byłam przy kasie, pani w Rossmannie zaproponowała mi kartę. Nawet się zainteresowałam. Ale obejmuje tylko dzieci do trzeciego roku życia. Szkoda...

U nas więc newerending story - raz dobrze, a raz nie.