Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

środa, 28 września 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 91 - Retrospekcja.

Ciemno.
Babcia (ze swojego łóżka): Zaraz siódma.
Ignoruję milczeniem.
Babcia: Zaraz siódma.
Patrzę na zegarek. 5:26.
Ja: Piąta.
Babcia: Co?
Ja: Jest piąta, śpij! (dzięki temu, że jej się to ucho odetkało, nie muszę wywlekać ciała spod koca)
Po chwili.
Babcia: Zaraz siódma.
Naciągam koc na uszy. Kot drapie obok.

Zawsze tak robiła. Gdy byłam w szkole, lekcje najczęściej zaczynały się o 8.00, więc wstawałam o 7.00, częściej chwilę po 7.00. Ale babcia już z 10 czy 15 minut przed czasem, leżąc po uszy zakopana w kołdrze w swoim łóżku, zaczynała mnie informować, że zaraz będzie siódma, chociaż o tej siódmej i tak budziła mnie mama. Delikatnie rzecz ujmując, babcina zapowiedź doprowadzała mnie do szału. Dzieliłyśmy pokój, więc nie miała przeszkód terytorialnych. Dziś musiała przeskoczyć jej jakaś wajcha w głowie, a ja sobie przypomniałam o tych szkolnych pobudkach. Też najszczęśliwsza nie byłam, ale wspomnienie sentymentalne, więc na plus.

środa, 21 września 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 90 - Światowy Dzień Chorych na Alzheimera

Jakoś nie ogarnęłam w ostatnich dniach, że zbliża się to święto. A jednak poprzednie posty idealnie wpisały się w Światowy Dzień Chorych na Alzheimera. W necie o tym cisza. Nie wiem, jak w innych mediach. Mało chwytliwy temat. W Polsce jest ponad 250 tysięcy chorych. Przy 38 milionach mieszkańców to jednak niewiele. Ale nie o tym.

Babcia z okazji dzisiejszego święta wczoraj dostała Nutellę. Trochę bezwiednie mi to wyszło, ale najważniejszy jest rezultat .

Na tę okoliczność została dzisiaj wykąpana. Nawet zbytnio nie protestowała. Na obiad dostała zupę i oczywiście wyjadła "gęste", pomidorówkę z resztą klusek zostawiając w miseczce. Ale! Olśniło mnie i od razu to przetestowałam. Babcia będzie udowadniała mi, że potrafi pić przez słomkę. Oczywiście przedmiotem tego udowadniania będzie zupa. Dziś wciągnęła niewiele, bo była najedzona, ale mam nadzieję, że słomki w naszym domu czeka świetlana przyszłość. Póki co babcia od kilku godzin regeneruje siły po tej jakże hucznej imprezie.

W Rossmannie dali jakiś koci przysmak przy zakupach kociego żarła. Jak widać świętowanie rozciągnęło się na wszystkich domowników.

Czeka nas niedługo opiekuńcza papierologia. Chciałam dziś pobrać te 3 kilogramy druków do wypełnienia, ale nie byłam w stanie przedrzeć się przez dziki tłum w Biurze Świadczeń Rodzinnych. Będzie jednak trzeba to szarpnąć.

No. Taki dzień.

poniedziałek, 19 września 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 89 - Nieprzeciętne.

Dziwnym trafem odkryłam wczoraj forum dla opiekunów osób z Alzheimerem. I się naczytałam. O lekach, których nazwy pierwszy raz na oczy widziałam, na które opiekunowie wydają mniejsze lub większe fortuny, a które oczywiście są zmieniane na każdym etapie choroby. O wożeniu podopiecznych po lekarzach, robieniu tomografii komputerowych i innych kosmicznych badań. O walce z chorobą, z którą wygrać się nie da, a tym samym walce ze śmiercią, na którą nie ma zgody, a ona przecież i tak nastąpi. Prędzej czy później ten człowiek po prostu umrze. Może to leczenie przedłuży jego egzystencję o rok lub dwa. Ale co to za życie w ciągłej tułaczce po lekarzach, stresie, bo nie wiadomo, co się dzieje, a przecież jednak coś się dzieje. Co to za życie z opiekunem, który jest totalnie wycieńczony psychicznie (moje "mam dosyć" wydaje się przy tych sytuacjach lekką niedyspozycją).

Mamy to niesamowite szczęście, że babcia jest w grupie osób z AD, które nie są agresywne. 40-50% przypadków chorych na Alzheimera stosuje przemoc wobec swoich opiekunów. Potrafią gryźć, drapać, bić, rzucać przedmiotami itd. Babcia ma humory. Strzela fochy. Kiedy jej choroba była mniej zaawansowana, rzuciła krzesłem w trakcie jednej z jej licznych histerii. Albo tak trzasnęła drzwiami, że aż huknęło. To nie był najłatwiejszy czas i dla mnie postęp choroby okazał się jednak błogosławieństwem.

Wiedziemy zatem dość stabilne życie, w którym mam czas na regenerację. Kiedy wychodzę z domu, nie myślę o babci. Bo po co? Niezależnie od tego, czy będę 100 metrów czy 100 kilometrów od domu, moim myśleniem nic nie zdziałam, nie pomogę. Może w tym czasie zdarzyć się wszystko, może nic się nie zdarzyć. Ale kiedy nie myślę, kiedy się restartuję, pomagam przede wszystkim sobie, a pośrednio także babci. Nie ma nic lepszego niż wyluzowany opiekun ;). Nie wydzwaniam, nie dopytuję, czy wszystko ok. Jeśli wydarzyłoby się coś naprawdę poważnego, dostałabym informację. Kiedy zamykają się za mną drzwi,w pewnym sensie przestaję być opiekunką. 

Raczej nie możemy z babcią robić za wzór. Każdy po swojemu radzi sobie z tą chorobą. Lepiej albo gorzej. Może niemal totalne olanie służby zdrowia nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ale u nas po prostu się sprawdza (chociaż jak się naczytam takich różnych rzeczy, to mam jednak pewne wątpliwości ;)). Ale nie jestem panem życia i śmierci babci. Potrzebowałam czasu, żeby to zrozumieć. Wypuścić to z rąk. Chyba trochę się udało, chociaż trudno obiektywnie ocenić swój własny stan psychiczny. Jednak nie sypią mi się relacje, zamiast potępiającego wzroku znajomych mamy fanów na fejsiku i w blogosferze, W miarę możliwości realizuję swoje pasje. I mogę ucieszyć się różnymi rzeczami. Jak ten niedawny poranek z książką, Alzheimerem i autystykiem :).










niedziela, 18 września 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 88 - Alzheimer jest kolorowy - mały spacer po otępieniu starczym.

Nie potrzeba wiele. Naprawdę. Ostatnio czytałam trochę na temat opieki nad osobą z Alzheimerem. Popełniam wiele grzechów w tym temacie. Chociaż poprawność polityczna, za której niestosowanie dostałam ostatnio po uszach, nakazywałaby napisać, że wszystko wypełniam jak ta lala; a tu bardziej tralalala. No cóż. Nie umiem serwować posiłków o stałych porach. Czasem obiad wstrzeli się około 14.00. Czasami. Tak, babcia (o, zgrozo!) dostaje produkty mleczne. Piszą, że nie powinna ich strawić. Trawi. Nie mielę wszystkiego na papkę, nie gryzę za nią i nie przeżuwam. Wprawdzie nie dostaje krwistej wołowiny czy czegoś podobnego, ale z całą resztą sobie radzi. Trawi. Nie dostaje 4-5 posiłków dziennie. Dostaje trzy. Przynajmniej dwa z nich zjada na dwie lub trzy raty - jak to przeliczyć? Mamy jednak pewien sukces - pozwalam jej jeść rękoma, więc dzięki temu je samodzielnie. To wypełniamy książkowo. Proszę o fanfary. 



W łazience przez noc świeci się jednowatówka - to też możemy odhaczyć na plus. Babci pokój jest najbliżej łazienki (książkowo). Chociaż akurat ten pokój trafił się jej z innego powodu - był najmniejszy. Jest to jego wielka zaleta - w mniejszym pokoju trudniej jest się zgubić (co i tak się niekiedy zdarza).

Nie mamy całego mieszkania wyłożonego matami antypoślizgowymi. Na szczęście babcia sama o to dba. Zapluta resztkami jedzenia podłoga jest czasami tak brudna, że nie sposób się na niej poślizgnąć. Nie okleiłam też wszystkich krawędzi miękkimi szmatami. Liczę w tym względzie na Opatrzność. Nie mam szafek na środki czystości zamykanych niczym sejfy. Kolejne zadanie dla Opatrzności. Zamykam jednak dopływ gazu do kuchenki, żeby zabawa kurkami nie skończyła się wysadzeniem w powietrze bloku. Od paru lat to wystarcza. Naprawdę.

Służbę zdrowia całkiem sobie odpuściłam. Już osoby 80+ w naszym systemie są persona non grata, a co dopiero 90+. Plus stres. Dużo stresu. I dla mnie, i dla niej. Robienie nic wychodzi nam na zdrowie. Na przykład po wakacjach słuch babci wrócił. Nastąpiło cudowne samowyleczenie stanu zapalnego. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, by mieć w nosie lekarzy. 

Moja teoria jest taka: nawet najbardziej fachowa, sterylna i książkowa opieka nie zastąpi miłości i czułości. Babcia to ma. Ma przytulania, głaskanie i całowanie. Nie zawsze jestem dla niej miła. Nie zawsze się da. Nieskończona cierpliwość jest fikcją. Ale miarą jest fakt, że babcia nie ma depresji. W granicach mieszkania i bezpieczeństwa własnego oraz otoczenia (a także mojej cierpliwości) może robić, na co ma ochotę. Wychowanie bezstresowe poziom hard. Nie jest intruzem. Jest domownikiem. Pogłębia się jej otępienie i wycofanie, ale jest spokojniejsza, bardziej ugodowa i uległa. Ma swój świat i nikt na siłę go z niej nie wyrywa. 

Może jest kolorowy. Bo babcia lubi kolorowe rzeczy. Dostała ostatnio nowe gify. Trochę żuliłam, bo wiadomo - aż tak bardzo ich brak nie byłby dla babci bolesny, ale ostatecznie się szarpnęłam. Tacka jest po to, żeby nie rozpierdzielała jedzenia i picia w promieniu kilku lat świetlnych.