Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

wtorek, 29 kwietnia 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 38 - Pod jej czujnym okiem

Nie wiem, skąd jej się to wzięło. Ale jest tak codziennie. Zaczęło się kilka dni temu. Około szóstej rano otwierają się powoli drzwi mojego pokoju. Pojawia się w nich maleńka główka. Niekiedy towarzyszy temu niby pytanie, niby twierdzenie: "Nie ma mojej Kasi..." Budzę się już w momencie otwierania drzwi. Twarz wbita w poduszkę. "Śpię!" odpowiadam na tyle głośno, żeby usłyszała i zrozumiała. Tylko wtedy nie będę musiała odzywać się jeszcze raz. I jeszcze raz. Stawiam na jasny komunikat już na samym początku. "To śpij. Ja też idę jeszcze spać". Babcia zamyka drzwi. Cisza. Czasem wyłącznie zagląda, nic nie komunikuje tylko kontroluje. Właśnie. Sprawdza mnie czy co? Bo pora dziwna dość. Zaczynam ją podejrzewać, że sprawdza, czy śpię sama ;). Zimą kontroli wszak nie było. Ale wraz z przyjściem wiosny... Wychodzi na to, że mi nie ufa. Ech...

Pod czujnym okiem babci nie tylko ja się znajduję. Ma tak także Brudna. Bo wbrew temu, co mogło jawić się w poprzednim poście, dziewczyny się dogadują. Babcia przeważnie rzuca się na Brudną z łapkami, tuli i głaszcze. Babcia nawet kiedyś na okoliczność bycia pod opieką Brudnej, chciała zamknąć ją na klucz w moim pokoju. Brudna ratowała się ewakuacją do kuchni. Chyba bym się zdziwiła po powrocie do domu. I na wszelki wypadek klucz zniknął z zamka w drzwiach. Skoro i tak go nie używałam. A nie chciałabym, żeby babcia użyła go i "niechcący" uwięziła mnie we własnym mieszkaniu. Mieszkamy na trzecim piętrze, więc ta droga ucieczki nie wchodziłaby w grę.
.....................................................................
Fidrygauka ruszyła z kolejną konkursową finką, w której mój post pt. Ona bierze udział i głosować na niego można TUTAJ :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 37 - Domokrążca

Zastanawiam się. Bo to jest ciekawe. Jak to się dzieje, że jej nie zabiłam do tej pory. Nie wyrzuciłam przez okno. Nie udusiłam poduszką. Nie wiem. Czuję się czasem jak kopalnia cierpliwości. Mam wprawdzie niekiedy gorszy moment, spadek formy, dojście do ściany. Ale ostatnio coraz rzadziej. Dziwne.

Siedzimy wczesnym popołudniem z Brudną. Babcia zaczyna krążyć. Łazienka, pokój, łazienka, kuchnia, pokój. Pytania. Czy może. Czy nie ma nikogo. A tu może. A tam może. Możesz - odpowiadam niezmiennie. Po którejś kolejce Brudna stwierdza - zabiłabym. Nie wiem, jak to się dzieje, że ja tego nie robię. Bo jest 23, a babcia z małymi przerwami okrąża dom od około 14.00. Wypija hektolitry herbaty i wylewa hektolitry pytań. Piszę tekst o świętych grzesznikach (taka tam publicystyczna refleksja pokanonizacyjna) i odpowiadam na te pytania. Czasem się wyłączam, przestaję słuchać treści i łapię się, że nie do końca trafiam z odpowiedzią.

Babcia: Przyjdziesz mnie nakryć kołderką?
Ja: Możesz.

Albo

Babcia: Kasia...
Ja: Możesz, nie ma nikogo.
Babcia: Skąd wiedziałaś, o co chcę zapytać?

Ciężkie popołudnie. Ciężki wieczór. Dobrze, że post się skończył i piwo w lodówce było. Żeby się lepiej pisało.


czwartek, 24 kwietnia 2014

Ona

Tenże post z braku laku bierze udział w kolejnej edycji konkursu u Fidrygauki - temat: Napisz tekst zaczynający się zdaniem "Obudziło mnie kląskanie makolągwy". 

Tadaaam!!!

Obudziło mnie kląskanie makolągwy... Przetarłam oczy raz. Drugi. Za trzecim prawie wyłupałam sobie oko. Na szczęście "prawie" jest czasem niedokonanym faktu jakiegoś. Kląskanie zatem. Tak, kląskanie. Ale przecież makolągwy nie kląskają. Bo cóż to jest makolągwa? Jakie miejsce przysługuje jej w faunoflorze? Czym jest w kulturze małej ojczyzny, jaką jest rodzina, której granice rysują ściany mieszkania? Wygrzebuję nazwę z otchłani wspomnień, domowych powiedzonek zapadniętych w tyle głowy, jak tylko może zapaść się coś, czego latami się nie używało. Zatem nurkuję po tę makolągwę. Bo była. Kurna, była. Mówiło się w domu... Mówiło się... Mówiło się, patrząc przez szeroko otwarte okno w upalne dni lata, wychylając głowę i tors wprost w promienie słońca, zanurzając się w gęstość powietrza bijącą od asfaltu i z mozołem unoszącą się na nasze drugie piętro. Mówiło się, gdy obserwowało się przechodzących ludzi. Ale nie każdy przechodzień zasługiwał na miano makolągwy. Któż to zatem? Makolągwa płci żeńskiej zawsze była. Elegancka. Nosząca głowę wysoko i prosto. Cała nosząca się prosto i wyniośle. Wzniośle. Z twarzą jakby z marmuru. Twarzą głoszącą obrażenie na chodnik, po którym stąpa; na powietrze, którym oddycha;na słońce, które ją opromienia; na nędzę, biedę i patologię, przez którą przyszło jej właśnie przechodzić. Wtedy babcia albo mama mawiały: "O, ale makolągwa idzie". Towarzyszyła temu oczywiście lekka wzgarda, jaką może żywić tylko prosty człowiek wobec człowieka, który z prostym i trudnym życiem nie miał za wiele do czynienia. To niezbywalne poczucie wyższości tych, których życie nie oszczędziło. Tak, niezbywalne, niezmywalne.
Makolągwa zawsze szła milcząca. Dlatego nie rozumiem, dlaczego obudziło mnie jej kląskanie... A może to nie była makolągwa.

piątek, 11 kwietnia 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 36 - Golono, strzyżono

No i czeka nas teraz dłuższa przerwa. Przerwa w pleceniu warkoczyków i wiązaniu kitek. Bo golono (te pypcie) i strzyżono babcię dzisiaj. Była grzeczniutka. Cichutka. Nie dlatego, że speszona urządzeniem chwilowego zakładu fryzjerskiego na ułamku powierzchni mieszkania. Babcia po prostu lubi jak ktoś jej gmera we włosach. I się delektuje tym, a nie rozprasza gadaniem. Ale i tak były wafelki w nagrodę za grzeczność.

Taka była jeszcze wczoraj... Pamiątkowa fota musiała być :)


Trochę żal jej było poddawać się ścinaniu. Pytała, po co. Ale jak widać, żal odmaszerował w niebyt...



środa, 9 kwietnia 2014

Kategoria: dialogi bezcenne

Maciek (lat 16): Jaką miałaś średnią na koniec gimnazjum?
Ja: 3,8.
Maciek: Myślałem, że jesteś mądrzejsza.
.............
Starsza pani, wychodząca z kościoła: Do której pani klasy chodzi? Już do szkoły średniej?
Ja: Yyy... Studia...
Starsza pani: Naprawdę???
Ja: ... skończyłam dawno.
.............
Babcia: Chce mi się spać...
Ja: Czekamy na księdza.
Babcia: Pa kolędzie?

niedziela, 6 kwietnia 2014

365 dni

Rano Siwy przyjechał po babcię i zawiózł ją do swojej mamy, mojej kuzynki i najstarszej wnuczki mojej (naszej) babci w jednej osobie. Potem ściągnęła ekipa demontująco-wynosząca. Jedni z dzikim hukiem rozwalali stare meble, inni znosili je do dwóch zaparkowanych na ulicy busów. To, czego nie należało demontować, zostało zniesione z drugiego piętra w jednym kawałku, przewiezione i wtaszczone na piętro trzecie. Część rzeczy poszła z dymem, część na wysypisko, a część z nich mnie otacza. Po przerwie obiadowej (a jakże, u kuzynki), nastąpiła przeprowadzki część druga, w której prym wiodły dziewczyny - układanie wszystkiego w szafkach, mycie okien itd. Choć zaczęło się od dość specyficznej sztafety, w której podawałyśmy sobie paczki w postaci powiązanych sznurkami książek. I tak na to trzecie piętro.

Tony wyniesionych z poprzedniego mieszkania przedmiotów, dwa busy i sztab ludzi. Tak wygląda przeprowadzka życia. Polecam wszystkim nie mieszkać w jednym miejscu dłużej niż 20 lat, bo potem jest spory problem ;-). Poprzednie miejsce zasiedlaliśmy przez lat 60. Zaczęło się od babci, która miała wtedy lat 18 i wylądowała tam z bratem i rodzicami. Potem następowały wprowadzki, narodziny, wyprowadzki i zgony. Ale cała historia ciągnęła się te 60 lat. 60 lat gromadzenia najróżniejszych przedmiotów, tudzież pamiątek z najróżniejszych epok życia najróżniejszych osób.

Jakoś miesiąc temu udało mi się ogarnąć ostatnie ślady po zmianie miejsca zamieszkania. Znaleźć miejsce dla ostatnich, walających się po podłodze przedmiotów. A dzisiaj mija rok od tej intensywnej soboty, po której padłam półżywa (zresztą, jak mam być szczera, wielu z tych, którzy tego dnia pomagali, było półżywych) w nowym miejscu.

Może jest to słaby temat na posta, ale jak się człowiek do tej pory raz tylko przeprowadzał i to jeszcze w takiej skali, wiedząc w dodatku, że to już na zawsze. Że nie ma powrotu. Nawet jeśli to jest powód do radości, że nie ma powrotu. To jest to taka mała wielka sprawa. I jest to w głowie, że to było rok temu właśnie.

P. S.
Zawsze marzyłam o mieszkaniu/domu z wielkim lustrem i szerokimi parapetami w oknach, by można było na nich wygodnie siedzieć. Gdy decydowałam się na to miejsce, nie był to jednak priorytet. A jednak. Mam szerokie parapety i trzy ogromne (naprawdę!) lustra. Bo Pan Bóg jest drobiazgowy i pamiętliwy (albo raczej - pamiętający).

Szeroki parapet służy do tego, żeby w ciepłe dni jeść na nim śniadanie...


...a babci kolana służą do tego, żeby trzymać na nich nogi podczas picia kawy...


.........................................................................................................
Rocznicowym prezentem jest fakt, iż w konkursie u Fidrygauki zajęłam szacowne czwarte miejsce, tuż za podium :-).

czwartek, 3 kwietnia 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 35 - Jest różowo. Tylko inaczej.

Rzecz z poniedziałku na wtorek. Grzebię w odmętach własnego intelektu i przewalam je na kompa, bo męty społeczne, jakimi są maturzyści, dysponują tego intelektu znacznym ubytkiem (tak, jest to niepedagogiczne, destrukcyjne działanie niepraktykującego polonisty). Siedzę ileś czasu. Raz po raz odrywam się od roboty i zaspokajam doraźne potrzeby babci. Nasilające się z nastaniem nocy. Wysił szarych komórek kończę o pierwszej. Marzę, by paść na łóżko i zostać w nim do rana. Wcześniej jednak muszę się wstrzelić w łazienkę między babcią, a babcią. Idę...

Babcia: Jestem głodna...

Podsmażam ryż na maśle (uprawiając poezję, czyli szepcząc różne epitety). Smażę ten ryż, bo nie ma już chleba ani mleka. Iść po zakupy jakoś mi się nie chce. Dobrze, że ryż z obiadu został. Pakuję jedzenie na talerz i mam nadzieję, że w czasie spożywania go przez babcię, zabarykaduję się w łazience. Idę...

Babcia: ...ale najpierw pójdę siusiu...

Padam na łóżko. Wgryzam się w poduszkę i mruczę "Ja pier..., ja pier..., ja pier...". Trochę pomaga, ale nie za wiele. Babcia zwalnia łazienkę. Gorący prysznic pomaga bardziej. Idziemy spać. Teoretycznie .Leżę. Słucham. Chodzi. Nagle wchodzi do pokoju. Pomyliła się. Jest 2.11. Chce mi się spać.

Jest różowo. A czasem jest różowo, tylko inaczej.

....................................................................................................
Jakby ktoś uznał, że TEN POST jest wart zwycięstwa w konkursie u Fidrygauki, to możecie kliknąć TU i oddać głos na mnie :).