Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

niedziela, 6 kwietnia 2014

365 dni

Rano Siwy przyjechał po babcię i zawiózł ją do swojej mamy, mojej kuzynki i najstarszej wnuczki mojej (naszej) babci w jednej osobie. Potem ściągnęła ekipa demontująco-wynosząca. Jedni z dzikim hukiem rozwalali stare meble, inni znosili je do dwóch zaparkowanych na ulicy busów. To, czego nie należało demontować, zostało zniesione z drugiego piętra w jednym kawałku, przewiezione i wtaszczone na piętro trzecie. Część rzeczy poszła z dymem, część na wysypisko, a część z nich mnie otacza. Po przerwie obiadowej (a jakże, u kuzynki), nastąpiła przeprowadzki część druga, w której prym wiodły dziewczyny - układanie wszystkiego w szafkach, mycie okien itd. Choć zaczęło się od dość specyficznej sztafety, w której podawałyśmy sobie paczki w postaci powiązanych sznurkami książek. I tak na to trzecie piętro.

Tony wyniesionych z poprzedniego mieszkania przedmiotów, dwa busy i sztab ludzi. Tak wygląda przeprowadzka życia. Polecam wszystkim nie mieszkać w jednym miejscu dłużej niż 20 lat, bo potem jest spory problem ;-). Poprzednie miejsce zasiedlaliśmy przez lat 60. Zaczęło się od babci, która miała wtedy lat 18 i wylądowała tam z bratem i rodzicami. Potem następowały wprowadzki, narodziny, wyprowadzki i zgony. Ale cała historia ciągnęła się te 60 lat. 60 lat gromadzenia najróżniejszych przedmiotów, tudzież pamiątek z najróżniejszych epok życia najróżniejszych osób.

Jakoś miesiąc temu udało mi się ogarnąć ostatnie ślady po zmianie miejsca zamieszkania. Znaleźć miejsce dla ostatnich, walających się po podłodze przedmiotów. A dzisiaj mija rok od tej intensywnej soboty, po której padłam półżywa (zresztą, jak mam być szczera, wielu z tych, którzy tego dnia pomagali, było półżywych) w nowym miejscu.

Może jest to słaby temat na posta, ale jak się człowiek do tej pory raz tylko przeprowadzał i to jeszcze w takiej skali, wiedząc w dodatku, że to już na zawsze. Że nie ma powrotu. Nawet jeśli to jest powód do radości, że nie ma powrotu. To jest to taka mała wielka sprawa. I jest to w głowie, że to było rok temu właśnie.

P. S.
Zawsze marzyłam o mieszkaniu/domu z wielkim lustrem i szerokimi parapetami w oknach, by można było na nich wygodnie siedzieć. Gdy decydowałam się na to miejsce, nie był to jednak priorytet. A jednak. Mam szerokie parapety i trzy ogromne (naprawdę!) lustra. Bo Pan Bóg jest drobiazgowy i pamiętliwy (albo raczej - pamiętający).

Szeroki parapet służy do tego, żeby w ciepłe dni jeść na nim śniadanie...


...a babci kolana służą do tego, żeby trzymać na nich nogi podczas picia kawy...


.........................................................................................................
Rocznicowym prezentem jest fakt, iż w konkursie u Fidrygauki zajęłam szacowne czwarte miejsce, tuż za podium :-).

2 komentarze:

  1. Wobec tego moje gratulacje! I liczę na pamiętliwość Pana Boga:-))).
    Ja zdaje się jestem na drugim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i tak wszyscy wylądowaliśmy w tumanach kurzu po przebieżce Wieprza...

      Usuń