Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

wtorek, 17 marca 2015

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 72 - Dziewczyny.

Jakiś czas temu, molestowana z wszech stron, gnębiona i nękana przez różne osoby, że mam dać sobie pomóc, zgłosiłam siebie i babcię do Fundacji. Fundacja ta działająca na gruncie naszym lokalnym zajmuje się wysyłką wolontariuszy do domów starszych, chorych, samotnych tudzież pełni rolę koła ratunkowego dla rodzin zajmujących się tymiż. Się zatem łapałyśmy. Po wywiadzie środowiskowym, jaka pomoc byłaby dla nas najtrafniejsza, zostały nam przydzielone dwie dziewczyny, Wczoraj miały okazję z babcią (i z misiem) się zapoznać. Pierwsze spotkanie było pod okiem moim i "szefowej". Potem dziewczyny będą działały same. Ale wracając do wczoraj... Babcia wspięła się na wyżyny intelektualnych możliwości.

- A skąd ma pani tego misia? - zagaduje Hania.
- Dostałam na urodziny, jak miałam 9 miesięcy. Teraz mam 9 lat. - W tym momencie chowa twarz za misiem i uśmiecha się radośnie niczym dzieciak, któremu udało się zrobić jakiś żarcik.

Na koniec, gdy ekipa zbierała się do domu, babcia pożegnała je w nad wyraz elegancki sposób.

- Kiedy przyjdziecie?
- W poniedziałek.
- Będę czekała na was z cierpliwością. - chwila ciszy - Z niecierpliwością.

Zaopatrzę poniedziałkowe spotkania w kartki i zeszyty. Będą z babcią liczyć* i krzyżówkować.

* Jesteśmy obecnie na etapie dodawania i odejmowania do 40. Ja piszę działania, a babcia je rozwiązuje. 

poniedziałek, 16 marca 2015

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 71 - Noce i dnie

Żyjemy. Mamy się dobrze. Tyle że nuda u nas potworna. Przeziębienie przeszło i śladu po nim nie ma. Noce są różne. Jak to noce. Ale do zombie bardzo mi daleko, więc nie jest źle. We dnie pytanie się o wszystko postępuje nieco galopująco, zatem mamy sytuację, iż przy śniadaniu pytanie, czy można się napić towarzyszy niekiedy każdemu łykowi herbaty, a prośba o pozwolenie na jedzenie poprzedza każdą ćwiartkę kawałka chleba. Pokusa zamordowania babci występuje u mnie niezmiennie naprzemiennie z rozczuleniem na jej widok, kiedy patrzy tymi swoimi oczętami dziecka. Albo kiedy po prostu robi się bezradnie. Tak jak dwa tygodnie temu, w rocznicę śmierci mamy.

Na co dzień nie rozmawiamy o mamie. Dla babci to jest nieustannie temat trudny. I kiedy zostaje wygenerowany przez osoby spoza najbliższego otoczenia, babcia chowa się w sobie. Zamyka w swoim maleńkim świecie. I tyle. Ale na siłę również nie udaję, że tej przestrzeni nie ma. Była więc rocznica. Mówię babci, że byłam na cmentarzu i z jakiego powodu.

- A kwiatki kupiłaś?
- Kupiłam.
- A paciorek zmówiłaś?
- Zmówiłam.
- To dobrze. Trzeba zmówić paciorek.

I tyle tematu. Nic nie zapowiadało gradobicia. Po południu postanowiłam się zdrzemnąć. W przerwach z przymrużonych powiek widziałam, jak babcia "tłucze się" po pokoju. Nie może sobie znaleźć miejsca. Niespokojna jakaś. Pod wieczór sytuacja zaczęła się rozkręcać.

- Która godzina?
- Szósta.
- Ale wieczór czy rano?
- Wieczór.

Po chwili:

- Wiem, że już ci się pytałam, ale która godzina?
- Szósta.
- Ale wieczór czy rano?
- Wieczór.

Po kolejnej chwili:

- Wiem, że już ci się pytałam, ale to wieczór jest czy rano?
- Wieczór.

I tak kilka razy. Coraz bardziej jakaś taka niewyraźna. Nie pomagają nawet środki medialne, które zazwyczaj służą za ratunek w sytuacjach kryzysowych. Z oczu bije zagubienie.

- Co ci jest?
- Nie wiem. Coś mi się miesza w głowie. Głupieję chyba.

Przytulam tę kupkę bezradności, jaką w tym momencie jest.



(Nie)najnowszy miś spotkał się z czułym przyjęciem jakiś czas temu.