Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 16 lutego 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 101 - Żeby życie miało smaczek...

Szkoda. Szkoda, że na wczorajszym spotkaniu dla opiekunów faktycznych było sześć osób spośród 15 znajdujących się na liście. Z drugiej strony może jednak dobrze.
Byłam na ostatnią chwilę. Najpierw czułam się trochę jak u Kafki, prowadzona długimi białymi korytarzami (swoją drogą po szkoleniu mieliśmy małe problemy, żeby się stamtąd wydostać). Najpierw było spotkanie z pielęgniarką oddziałową, zatem dostaliśmy garść praktycznych informacji dotyczących opieki nad podopiecznym oraz zostaliśmy uzbrojeni w wiedzę, jakie jednostki są zobowiązane do ewentualnej pomocy opiekunom, w jakich sytuacjach oraz co trzeba zrobić, żeby to załatwić. Z rehabilitantką też było super - znów dużo praktycznych treści i podpowiedzi, np. jak dostosować mieszkanie do potrzeb chorego za pomocą Biedronki i odrobiny myślenia. Nie zabrakło też podpowiedzi dotyczących podnoszenia, przesadzania itd., by nie uszkodzić podopiecznego i zadbać o zdrowie własne. Podczas obu części szkolenia można było pytać o wszystko, było kontaktowo i miło.
Chocki klocki zaczęły się w części trzeciej. Spotkanie było z panią psycholog. Też była miła. Też można było pytać. Było momentami nudnawo, gdy czytała treści ze slajdów, ale to akurat nie był największy problem. Trochę fajnych treści też było - temu nie mogę zaprzeczyć. Temat dotyczył stresu opiekuna i sposobów radzenia sobie w takich sytuacjach. I tu zaczął się cyrk. Dostaliśmy jeden wielki misz masz, zakończony jakże obrazową puentą, że "wszystkie chwyty są dozwolone, byle pomogły w walce ze stresem". Uspokajać zatem możemy się przez jogę, medytację, słuchanie swojego oddechu i wsłuchiwanie się w przepływ energii, hipnozę i autohipnozę (których psycholożka jest wielką fanką), tajczi czy inne takie, modlitwę, taniec, śpiew. Co kto lubi. Do wyboru, do koloru. Pani podała jakiś tam tytuł książki, po którą można sięgnąć, i nazwisko jakiegoś tam chińskiego autora. Ba, pani nie tylko przekazała nam praktyczne techniki relaksacji, ale dostaliśmy te pierdoły wydrukowane czarno na białym. Tylko korzystać. Jeny. Czy te gówna są już wszędzie? Czy nie da się inaczej? Moja dość nikła wiedza w tym temacie wystarcza mi na tyle, by trzymać się od tego syfu z daleka, a z peletonu informacji zostawić sobie wyłącznie dobre i bezpieczne. Panie jednak zapisały sobie tytuł książki i autora. Szkoda. Dlatego może dobrze, że te dziewięć osób uniknęło spotkania z panią parapsycholog.

Ogólne wrażenia (biorąc pod uwagę wszystkie trzy części spotkania) niezłe, ale niesmak pozostał. Szkoda.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 100 - Nie samym Alzheimerem opiekun żyje

Nie piszę. Wiem. Działo się i nie działo. Babcia przeżyła Andrzejki, podczas których chlapnęła wiśniówkę. Przeżyła też swoje 92. urodziny, budząc się tylko na przyjmowanie prezentów (a budziła się zanim kolejny gość stanął u drzwi, takiego miała nosa) i robiąc potem jeszcze wielkie wejście w trakcie piosenki Lady Pank i tańcząc ze mną do słów "Ile wart jest bez ciebie, ile wart jest mój świat i jak trudno uwierzyć w najprostsze słowa dwa". Nawet to trochę wzruszające było. Potem jeszcze przeżyła Sylwestra, którego w całości przespała.

Niemal od początku stycznia mamy trwającą zniżkę. Choć i tak teraz jest nieźle. Zjada trochę więcej niż przez pierwszy tydzień zjazdu. Sytuacja jest zatem stabilna. Dzień polega na spaniu i spożywaniu dwóch posiłków dziennie. Ostatnio nawet dwa razy wstała i wyszła samodzielnie z pokoju. Bo generalnie stanięcie przy własnym łóżku to dla niej maksimum możliwości. Plusy są takie, że w domu panuje cisza i spokój. Choć przy posiłkach muszę ją pilnować, bo zapomina jeść i nie widzi tego, co ma na talerzu. Dziś też po dłuższej przerwie ją wykąpałam, więc włączając do tego śniadanie zjedzone w kuchni, to padła wycieńczona ze zmęczenia. Raczej do wieczora się nie ocknie.

Ale. Powinnam zatem mieć wiele czasu na pisanie. A tu głucha cisza. Cóż. Nie samym Alzheimerem żyję. Wykończyłabym się, gdyby mój świat sprowadzał się tylko do tego. Wbrew wzruszającym słowom piosenki Lady Pank, mój świat bez babci też jest coś wart. Nawet bardzo wiele. Żyję pasjami. Tymi mniejszymi (jak puzzle, do których wróciłam po latach świetlnych przerwy, i książki) i tymi większymi (jak m.in radio, czy już teraz - radia dwa).

Życie zatem toczy się swoim rytmem, którego nie do końca wyznacznikiem jest Alzheimer. Na szczęście.

Ale po raz drugi. Dostaliśmy z opieki społecznej propozycję nie do odrzucenia. Nie dlatego, że przymus, ale dlatego że taka fajna. Wystartował dwuletni projekt unijny skierowany do opiekunów faktycznych - będą warsztaty, grupa wsparcia i możliwość przynajmniej na chwilę uwolnienia się od podopiecznego. To lubimy. Wiem, że zabrzmi to egoistycznie, ale projekt, w którym opiekun faktyczny jest w centrum zainteresowania, uważam za rewelacyjny. Nie podopieczny, ale opiekun właśnie. Bo, sorry, babcia (na szczęście) nie odczuwa zbytnio ciężaru naszej sytuacji. Ten ciężar spoczywa właśnie na opiekunie i to dla niego jest skierowany projekt. No chwycili za serce. Startujemy w najbliższą środę. Wprawdzie nie samym Alzheimerem żyję, ale jednak pewną część życia on stanowi.