Szkoda. Szkoda, że na wczorajszym spotkaniu dla opiekunów faktycznych było sześć osób spośród 15 znajdujących się na liście. Z drugiej strony może jednak dobrze.
Byłam na ostatnią chwilę. Najpierw czułam się trochę jak u Kafki, prowadzona długimi białymi korytarzami (swoją drogą po szkoleniu mieliśmy małe problemy, żeby się stamtąd wydostać). Najpierw było spotkanie z pielęgniarką oddziałową, zatem dostaliśmy garść praktycznych informacji dotyczących opieki nad podopiecznym oraz zostaliśmy uzbrojeni w wiedzę, jakie jednostki są zobowiązane do ewentualnej pomocy opiekunom, w jakich sytuacjach oraz co trzeba zrobić, żeby to załatwić. Z rehabilitantką też było super - znów dużo praktycznych treści i podpowiedzi, np. jak dostosować mieszkanie do potrzeb chorego za pomocą Biedronki i odrobiny myślenia. Nie zabrakło też podpowiedzi dotyczących podnoszenia, przesadzania itd., by nie uszkodzić podopiecznego i zadbać o zdrowie własne. Podczas obu części szkolenia można było pytać o wszystko, było kontaktowo i miło.
Chocki klocki zaczęły się w części trzeciej. Spotkanie było z panią psycholog. Też była miła. Też można było pytać. Było momentami nudnawo, gdy czytała treści ze slajdów, ale to akurat nie był największy problem. Trochę fajnych treści też było - temu nie mogę zaprzeczyć. Temat dotyczył stresu opiekuna i sposobów radzenia sobie w takich sytuacjach. I tu zaczął się cyrk. Dostaliśmy jeden wielki misz masz, zakończony jakże obrazową puentą, że "wszystkie chwyty są dozwolone, byle pomogły w walce ze stresem". Uspokajać zatem możemy się przez jogę, medytację, słuchanie swojego oddechu i wsłuchiwanie się w przepływ energii, hipnozę i autohipnozę (których psycholożka jest wielką fanką), tajczi czy inne takie, modlitwę, taniec, śpiew. Co kto lubi. Do wyboru, do koloru. Pani podała jakiś tam tytuł książki, po którą można sięgnąć, i nazwisko jakiegoś tam chińskiego autora. Ba, pani nie tylko przekazała nam praktyczne techniki relaksacji, ale dostaliśmy te pierdoły wydrukowane czarno na białym. Tylko korzystać. Jeny. Czy te gówna są już wszędzie? Czy nie da się inaczej? Moja dość nikła wiedza w tym temacie wystarcza mi na tyle, by trzymać się od tego syfu z daleka, a z peletonu informacji zostawić sobie wyłącznie dobre i bezpieczne. Panie jednak zapisały sobie tytuł książki i autora. Szkoda. Dlatego może dobrze, że te dziewięć osób uniknęło spotkania z panią parapsycholog.
Ogólne wrażenia (biorąc pod uwagę wszystkie trzy części spotkania) niezłe, ale niesmak pozostał. Szkoda.
Te ichnie "techniki relaksacyjne"! Tak, to już wkracza niemal wszędzie, po to, by dać zatrudnienie takim właśnie para-.
OdpowiedzUsuńZ pomocą Biedronki? Ciekawi mnie na przykład, czy ten stołeczek prysznicowy nada się do naszej wanny. Szkoda, że nie można przymierzyć.
Indoktrynacja jak za komuny. I też wszystko pięknie podane, że nawet się nie zorientujesz, co wkładają do głowy.
UsuńBiedronka czasem rzuca różne rzeczy, które można wykorzystać. Podobno jakiś czas temu mieli regulowane rurki na przyssawki, które można było w zależności od potrzeby umieszczać w różnych miejscach, ale na tyle mocne, by służyły jako uchwyty łazienkowe.
Wanna to ciężka sprawa. Przede wszystkim mata antypoślizgowa - my mamy obowiązkowo pod prysznicem, zwykłą, choć zastanawiam się nad taką z przyssawkami. Stołeczek mamy zwykły z ikei i jest super. Zwłaszcza że służy też w kuchni, więc nie jest dodatkowym sprzętem. Tu jednak też zastanawiam się nad małą zmianą - plastikowym krzesełkiem z oparciem i podłokietnikami. Krzesło ogrodowe odpada - za wielkie. Będę szukała czegoś mniejszego i najlepiej składanego.
Może zmierzcie wannę i z centymetrem coś wybierzecie?
Do stołeczka z IKEA polecam matę z Ikea, polubią się :) Pod prysznic jest chyba niebieska chmurka, ma solidne przyssawki. Dziewczyny używały wersji do wanny i mimo hektolitrów oleju lnianego w wannie, nie ślizgały się, a mata trzymała się swojego miejsca.
OdpowiedzUsuńA medytacja owszem, wszędzie, podobnie jak kuleczki cukry w aptekach. Laryngolog przepisała kiedyś Większej lek homeopatyczny na zagojenie ranek w nosie. Zmieniliśmy lekarza na prawdziwego.
Czytałam ostatnio książkę o chorobach dietozależnych. Część o żywieniu i aktywności fizycznej jest super, wdrożyliśmy mnostwo z opisanych zaleceń. Ale fragment o medytacji jest straszny. Jako formę walki ze stresem wybieram długie spacery, bieganie po schodach i niespieszne rozwieszanie prania :)
No to super, muszę kogoś wysłać do IKEI :). Koniecznie jednak muszę znaleźć gdzieś krzesło plastikowe obowiązkowo z podłokietnikami, tylko że te ogrodowe są wielkie... Nie miałabym gdzie tego trzymać :(. Może jakaś podpowiedź? Patrzyłam w Internecie, ale nic nie znalazłam :(
UsuńA co do sposobów walki ze stresem też znalazłabym kilka. Oprócz spacerów to jeszcze fajny film, dobra książka, puzzle, śmiech, ulubione piwo :)