Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 3 marca 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 102 - Przez nurty życia rzeki

Czytam. Czasem wracam do starszych postów i czytam. Po części z samouwielbienia dla własnej twórczości, po części, by zobaczyć, jak było jeszcze tak niedawno. Płyniemy z nurtem. Ale jeszcze się nie utopiłyśmy. Choć zmienia się to wszystko.

Na przykład ksiądz. Od lat babcia jest pod stałą domową opieką duszpasterską, którą kiedyś sam znajomy ksiądz zaproponował. I tak zostało. W ciągu tych nie wiem ilu już lat babcia przeszła przez ręce sześciu księży. Wiadomo, gdy była bardziej świadoma, to i pogadała z nimi i pożartowała. Ponadto nawet najbardziej wytrwali jej nie podołali - przeżyła. Trzeba bowiem wiedzieć, iż niektórzy mieli naprawdę dobrą rękę i pod ich opieką staruszkowie, dożywszy swych lat, spokojnie odchodzili do Ojca Niebieskiego niemal gromadnie. Do babci nikt nie ma ręki. Ale za to na wyżyny cierpliwości, wyrozumiałości i ogarnięcia wspinać się musi obecny babciny ksiądz. Bo łatwo nie jest. Miesiąc temu wspólnie z księdzem nawijałam, krzycząc odpowiednie kwestie do babcinego ucha. Nawet wykazywała pewną współpracę, wypowiadając jedną czy drugą formułkę. Dziś też udało mi się z nią przejść do pokoju, ale z racji, że od dwóch godzin trawiła obiad, to była na wyższym poziomie nieświadomości. Zaraz po tym, jak usiadła na krześle, zasnęła i w takim stanie czekałyśmy na księdza. Opłukałam więc ręce w zimnej wodzie, wytarłam i chłodnymi dłońmi dotknęłam jej twarzy. Wywołało to tylko pełen oburzenia protest. Zaprzestałam czynności. Przykryłam jej nogi kocem i uchyliłam okno, licząc na cud świeżego powietrza. Okno było otwarte do końca pierwszopiątkowych odwiedzin. Dziś darowaliśmy sobie krzyczenie do niej, ale Komunię przyjęła. Ksiądz poszedł, a ja zostałam z babcią śpiącą na krześle. Praktycznie bezwładną i nieskorą do współpracy. Zostawienie jej na krześle nie wchodziło jednak w grę. Przy dźwiękach protestów przesunęłam ją z krzesłem do mojej wersalki, przesadziłam, położyłam. Pod głowę dostała własną poduszką i przykryta została własną kołdrą. Po 20 minutach od wizyty ocknęła się na chwilę i mówi:

- Niedługo ksiądz przyjdzie.
- Tak. - potwierdzam, bo co mam zrobić.
- Może przyjść?
- Może.

Temat księdza się przebił.

Za to przed obiadem przewalała się na łóżku na wszystkie strony.

A przed śniadaniem sama wyszła z pokoju i poszła do kuchni. Szłam za nią niczym Anioł Stróż. Wprawdzie chciała iść do łazienki, o czym mnie poinformowała, ale i tak nieźle, zważywszy, że tego wyczynu dokonała pierwszy raz od dwóch miesięcy.

Jak widać, sama dba, by nie dostać odleżyn :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz