Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 21 grudnia 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 136 - Przedświąteczne ożywienie.

Może to sprawa niedawnej wycieczki. Albo tego, że przechodzi z pozycji horyzontalnej do wertykalnej. Bo ją sadzam już na łóżku. Nogi każę spuszczać na dół. A co tam. Skoro siedziała w drodze na rtg, to w domu też może. Więc nie wiem. Ale jakoś mózg zaczął jej lepiej (choć przez chwilę) pracować.

Wracam z siatami z zakupów, ciągnąc ze sobą mokry parasol, bo pogoda dziś paskudna. Wchodzę do domu i witam się:

- Dzień dobry, pani - tak, tak się witałyśmy też na długo przed historią z Alzheimerem; po prostu sobie czasem "paniowałyśmy".
- Dzień dobry. Chciałam pić, wołałam, ale się nie doczekałam.
- Nie było mnie. - wyjaśniam.
- A gdzie byłaś?
- Na zakupach.
- W dupie, a nie na zakupach.

Cóż.

Potem, gdy chciałam ją posadzić, to mnie łaskotała.

Na śniadanie dostała chleb z czekoladą (wiem, wiem, nie powinna...). Chleb się trochę łamał i chciałam go złapać, żeby czekoladą nie zapaćkała całego wyra i siebie. W odwecie zaczęła nim machać, żebym jej go nie zabrała. Na szczęście udało się powstrzymać czekoladową katastrofę.

- Ułamał się. - tłumaczę skwapliwie własne działania.
- Ułamał się, ułamał, ułamał - odpowiada nawet nie z odrobiną, ale z całą mocą ironii w głosie.

Chyba jej lepiej.

Niedługo przyjdzie Andrzej.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 135 - Są wartości nieprzemijające. Na przykład mężczyźni.

Tak, w życiu kobiety wartością nieprzemijającą i uniwersalną jest mężczyzna. Niezależnie od wieku tejże kobiety.

Dlatego, gdy na horyzoncie pojawia się T., babcia przejawia większy apetyt. Na jedzenie. Po prostu w jego obecności zjada więcej. I dlatego, gdy on trzyma jej butelkę, jakoś jest w stanie więcej wypić, cokolwiek w niej się znajduje. Nawet jeśli jest to kaszka. I z zastrzykami też idzie wtedy gładko.

Dlatego, gdy przychodzi wolontariusz Andrzej, to babcia przechodzi ze stanu niemal wegetatywnego do całkiem żwawej babki, która opowiada niestworzone historie, w tym o dziadku Janie, który był kowalem.

Dlatego, gdy przyjechali dziś po babcię ratownicy (bardzo młodzi i przystojni), bez trudu ubrali ją w kurtkę i czerwoną czapkę z pomponem i - jak sami twierdzą - zrobienie zdjęcia rtg poszło sprawnie i bez problemu. W tym czasie zmieniłam jej prześcieradło i wywietrzyłam maksymalnie pokój. Potem babcia miała bardzo dobry humor. W sumie się nie dziwię. I powodem na pewno nie było czyste prześcieradło i czyste powietrze w pokoju.

Może wystarczyłoby, żeby babci faceta przepisać na receptę?

Poza tym atmosfera szpitalna rozszerzyła się na wszystkich domowników.

Babcia ma złamane biodro. To wiadomo.
Kot od tygodnia ma przetrąconą łapę, ale kuleje już znacznie mniej. Prawie w ogóle teraz.
Mnie pokonało paskudne przeziębienie, ale - skoro piszę - oznacza to, iż jest już lepiej. Chociaż nadal kaszlę niczym rasowy palacz. Nie ma jednak tego złego. Przez pięć lat, gdy dopadło mnie przeziębienie, sama musiałam robić sobie herbatę. A do tego biegać do babci i kota. Teraz T. robił herbatę. I biegał do babci i kota.

Tak, to jest potwierdzenie tezy postawionej na początku tegoż hołubiącego mężczyzn wpisu.


Babcia w fazie startowej przed przyjazdem transportu medycznego.

sobota, 9 grudnia 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 134 - Przemoc domowa.

Babci mentalnie się pogarsza. Bardzo nawet. Zrobienie zastrzyku, przebranie pampersa czy wykąpanie okupione jest krzykiem i groźbami w stylu "bo cię ugryzę!". Żeby jeszcze zatrzymywała się na groźbach. A gdzie tam! Gryzie, wbija paznokcie w skórę wroga, drapie, wali na oślep z klaskacza lub wręcz napieprza nas pięściami. A siły to ona ma sporo. Wkurza ją jeszcze, jak czasem trzyma jej ktoś butelkę z piciem. Co jednak trzeba robić, bo występuje paradoks - drze się, że chce jej się pić, a butelkę trzyma w taki sposób, że jedynie smoczka pociamkać może, ale się nie napije. Albo chce schować butelkę pod kołdrę, co ewidentnie spowoduje katastrofę, więc trzeba jej tę butelkę wyrwać, a ma ją zakleszczoną tak mocno w swoich rękach, że do najłatwiejszych czynności to nie należy.

Walczymy zatem, a walka zaczyna być iście na pięści. Dobrze że zima. Jak będę miała siniaki na ciele, to przynajmniej spod tych warstw ubrań nie będzie widać. Twarz trzymam z dal od niej, ale w sumie nie zna się dnia ani godziny. Może kask sobie kupię. Taki jak hokeiści mają. I ubranie ochronne. Się dzieje. Szczególnie, że 18 września pojedziemy na zdjęcie rtg biodra. Będę mogła być przy babci, trzymać ją za rączkę, głaskać i uspokajać. Nie wiem, jak to się skończy. Dla mnie. Może wezmę tonę czekolady. Babcia lubi. Potem najwyżej przez miesiąc się nie wypróżni, ale chociaż da sobie zdjęcie zrobić, jak będzie dobrze przysposobiona.

Pojawił się pomysł, żeby wozić babcię na rehabilitację. Wtedy tłukłaby kogoś innego. Ale to musiałby zarządzić ortopeda, który najpierw musiałby zobaczyć zdjęcie. Więc - jak Bóg da.