Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

środa, 22 czerwca 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 87 - Ekonomia.

Życie tanie nie jest. Wiadomo. Trzeba na przykład jeść, a to kosztuje. Eko jedzenie to już w ogóle jest jakaś abstrakcja. Ponadto ile kilogramów pomidorów i jabłek, tudzież innych rzeczy, można zjeść nim się zepsują? Nie podoła się hurtowym ilościom. A takie ilości czasem dostajemy. Głupio więc, żeby się zmarnowały. Sezon przetworowy zatem znów szeroko otworzył przed nami swoje podwoje. Póki co babci jeszcze nie angażowałam. Ale raczej nie uniknie roli taniej siły roboczej. Na razie konsumuje odpady przetwórcze. Żeby nic się nie zmarnowało. Ale nie narzeka - nawet jest zadowolona. Nie trzeba nigdzie tego zgłaszać. Otóż sprawa przedstawia się następująco. 

Postanowiłam zrobić sok jabłkowy. W antycznym niemal sokowniku. Rok temu robiłam sok winogronowy i sprawdził się rewelacyjnie. Dla niezorientowanych - przy robieniu soku jabłka jako "uduszona" masa zostają w górnej części sokownika, na dole jest sam sok i trochę owocowych pypci. Jakoś tak zapobiegliwie jabłka obrałam i wydrążyłam, choć nie planowałam jabłek z sokownika do czegoś zastosować. Ale zastosowanie się znalazło. W postaci babci. W związku z brakiem obiadu dla babci, co związane było oczywiście z produkcją soku, babcia dostała wielką porcję ryżu z jabłkowymi odpadami. Pochłonęła morderczą niemal porcję i poszła spać. Wczoraj była powtórka. Dziś też będzie. Może jutro ją oszczędzę. Ale tych odpadów jest cała micha, więc po upchnięciu ich w słoiki, mam obiady dla babci na szereg dni. Błogosławiony reset - babcia nigdy nie pamięta, co jadła dzień wcześniej na obiad, więc nuda jej nie grozi.

Nie pamiętam, kiedy jadłam kupny dżem. Albo pomidorówkę na koncentracie. Na szczęście miejsce  w piwnicy jeszcze jest ;-). Każdy ma jakiegoś bzika...


środa, 15 czerwca 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 86 - Skrytka.

Najlepszym schowkiem na wszystkie zdobyczne skarby jest łóżko. Jeśli coś nagle ginie w domu, są dwie możliwości: albo zapomniałam, gdzie to położyłam, albo uprowadziła to babcia. Oczywiście najpierw podejrzewam babcię, następnie siebie, jeśli babcia jednak okazuje się niewinna. Pod jej poduszką najczęściej znajdują się niemal wojenne zapasy chusteczek higienicznych oraz drobniaki. Ale nie tylko. Znajdowałam już tam moje okulary, łyżeczki albo portfel czy porwane z suszarki moje skarpetki lub majtki. Pewnie były jeszcze inne pomniejsze przedmioty, np. długopisy i książki, o których już nawet nie pamiętam. Bo zachomikowanie nie ma względu na wartość, wielkość i kształt. Choć z powodu tych dwóch ostatnich nie zawsze można coś wpakować pod poduszkę...

Wracam do domu. Babcia śpi w nogach łóżka, w poprzek. Na środku łóżka leży natomiast średniej wielkości słoik z robionym tego dnia przecierem pomidorowym. Cóż za szacunek wobec mojej ciężkiej pracy...

sobota, 11 czerwca 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 85 - Blaski.

Wielka cisza trwa. Jakoś powoli się przyzwyczajam, ale bywa z tym trudno. Udało się jednak co nieco sprawdzić. W minionym tygodniu wybrałyśmy się do przychodni na badanie słuchu, bo była taka akcja. Przychodnia jest blisko, więc wpakowałam babcię w wózek i się przespacerowałyśmy. Babcia bez większych oporów dała się ubrać i wyprowadzić z mieszkania. Obyło się bez krzyków i protestów. W przychodni nie było kolejki, a w gabinecie zastałam znajomą, więc to kolejny plus. Znajoma zajrzała do uszu - w jednym, na które babcia nie słyszy od dzieciństwa, jest korek; drugie, na które ogłuchła niedawno, jest przekrwione. Jedno i drugie wymaga wizyty u laryngologa. Zobaczymy, na kiedy uda się coś zorganizować. Słuchu niestety nie dało się zbadać, gdyż mózg babci był "gdzieś, lecz nie wiadomo, gdzie". Trudno.

Po wizycie babcia nadal była w niezłej formie, więc pojechałyśmy na zakupy na pobliskim ryneczku. Dostała pączka z serem, którego zajadała z apetytem w trakcie jazdy między straganami. Upaprała buzię lukrem i wyglądała rozkosznie, a potem wiozła na kolanach sałatę i koperek. Po powrocie spałaszowała znaczne ilości śniadania i poszła spać. Wypad można zaliczyć do kategorii udanych.

Dla odmiany dziś babcia z kotem zafundowali mi szalone śniadanie. Babcia jadła już swoją parówkę. Ja swojej zdążyłam zrobić kęs. W tym czasie kot postanowił pomóc babci w jedzeniu jej porcji. Gdy za moją małą namową wycofywał się z tego pomysłu, wylał na stół (i na mnie) herbatę (zimną na szczęście). Gdy likwidowałam szkody wyrządzone przez kota, babcia bezskutecznie na pustym już talerzu szukała jeszcze parówki. Oddałam jej swoją, a sobie wstawiłam jajka. W jedzeniu kanapki z jajkiem też mi pomogła. 

czwartek, 2 czerwca 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 84 - Home, sweet home

Wielkim krokami nadeszły badania (dys)kwalifikujące babcię do zabiegu ściągnięcia zaćmy. Miejsce, które jawiło się jako szansa na szybszy termin tego zabiegu, okazało się totalną katastrofą. Pomysł na zabieg został potraktowany jako szkodliwa fanaberia wyrodnej wnuczki. Poza tym pani doktor otwarcie powiedziała, że lepiej byśmy ten zabieg zrobiły w szpitalu, bo tam mają intensywną terapię. No to zostałyśmy przy opcji szpitalnej i czekałyśmy na wieści z tegoż. Przysłali termin badań i listę rzeczy, które należy zabrać. Termin był na dzisiaj, ale przygotowania zaczęły się wczoraj. Kąpielą. Udało się wśród krzyków i pomruków niezadowolenia za drugim podejściem. Dziś wstałam wcześniej. Naszykowałam ubranie i dokumenty. Gdy przyszedł odpowiedni moment, obudziłam babcię. Udało się ją ubrać za drugim podejściem przy akompaniamencie lekkiej szarpaniny. Nawet udało mi się odwieść ją od pomysłu ponownego wpakowania się do łóżka. Zakotwiczyłam ją w kuchni. Przyjechała po nas Paula (Bogu dzięki, nie jechałyśmy taksówką). Otworzyłyśmy drzwi. Babcia poczuła powiew powietrza z klatki. I stwierdziła, że nie wychodzi. Krzyki. Tłumaczenia. Zaciśnięte w złości oczy. Udało się za drugim podejściem. Tylko dlatego że popierdzieliły się jej kierunki i zamiast cofnąć się w głąb mieszkania, zaczęła wychodzić na klatkę. Jakoś poszło. Zeszła z trzeciego piętra, mrucząc "ja nie chcę, ja nie chcę" i ledwo powłucząc nogami. Do samochodu weszła bez problemu. Zajechałyśmy. Otworzyłyśmy drzwi. I koniec. Babcia postanowiła nie wysiadać z samochodu. Próbowałyśmy długo i na różne sposoby. Prośbą i przekupstwem. Nic. Zero kontaktu. Tylko "idź precz" i "zostaw mnie". Ostatecznie zrezygnowałam. We dwie dałybyśmy radę wyciągnąć ją z samochodu. Tylko po co? Bo przecież nie wiadomo, czy dałaby się zbadać. Może tak. Może nie. Wróciłyśmy do domu. Po drodze zasnęła. Pod domem bez większych oporów wysiadła z samochodu. Na trzecie piętro niemal wbiegła po schodach. Sama. Bez niczyjej pomocy. Złość znikła z jej twarzy. Wrócił kontakt.

W domu:

- Nie chciałaś iść do pana doktora.
- Nie.
- Zbadałby ci oczka.
- Po co? Dobrze mi.

I wpakowała się do łóżka. W ubraniu. Zostawiłam ją w spokoju.

W związku z powyższym za niestawienie się w terminie z ważnego powodu (czy chęć pozostania w samochodzie jest ważnym powodem?) babcia zostanie wykreślona z listy oczekujących na zabieg. Także tego.