Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 30 października 2014

Coraz bliżej święta...

Tłok. Ciasno, że szpilki nie wsadzisz. A z każdym rokiem przybywa następnych. Znanych i nieznanych. Ogłoszonych i nie. Bo Duch nieustannie działa i zaprasza do świętości. Pozytywne odpowiedzi (odpowiedzi życiem albo nawet śmiercią) rodzą dla nieba kolejnych wojowników, którzy chcą nas wspierać w tej arcytrudnej wędrówce ku wyżynom niebieskim.Możemy śmiało o tę pomoc prosić - poszczególnych świętych, albo wszystkich razem. Szczególnie w dzień, kiedy wszystkich razem wspominamy. Bo mamy taaaakie plecy.

Wesołych Wszystkich Świętych!

środa, 29 października 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 63 - Będzie zabawa.

Noc. Ciemno. Budzę się. Babcia siedzi koło okna na krześle na wprost mojego łóżka.
Błysk. Babcia odpala zapałkę.
Błyskawicznie wygrzebuję się z łóżka. Babcia wpatruje się w płomień.
- Co robisz? - pytam, gasząc zapałkę.
- Bawię się.

środa, 22 października 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 62 - Babcia i fabryka czekolady

Przespałam piątą noc z rzędu. Niewiarygodne. Zaczynam się już powoli przyzwyczajać. Życie nabiera tęczowych barw. Szczególnie, że trzy pierwsze były z udziałem prochów, ale od dwóch dni wprowadzamy prochową rewolucję. Żel przeciwbólowy w użyciu i zwykła przeciwbólówka w rezerwie. I - póki co - nie mam traumy, nie blednę, nie zasypiam na stojąco. Jest nieźle. Dla odmiany jednak nie mogę jej nakarmić. Dopomina się, domaga jedzenia. A ja wysilam szare komórki na potrzeby kulinarnych atrakcji.

Niekwestionowanymi liderami są jednak chleb z nutellą i kakao, a także deserek "z niespodzianką"*. Oczywiście nie dostaje wszystkiego "na raz" (chociaż babcia raczej nie widziałaby problemu w takim wariancie). Kakao i nutelka pojawiają się kilka razy w tygodniu. Deserek raz na jakiś czas. Na przykład ostatnio kupiłam jej czteropak. Po jednym na każdy dzień. Zasady muszą być.

Wczoraj deserek był chyba między drugim śniadaniem, a obiadem. Po obiedzie też się ulitowałam i babcia dostała dwie kostki czekolady. Na kolację (w moim przekonaniu była to wówczas kolacja) było kakao i chleb (bez nutelki). Ale kolacja nie była kolacją, bo po godzinie albo dwóch babcia nadal nie spała, więc powrócił głód. Na stole wylądował więc sporej wielkości kawałek chleba. Z nutellą. Pożarła 3/4 w systemie ratalnym. Potem poszłyśmy spać. Zdążyłam zasnąć, przebudziłam się i usłyszałam ciche poruszenie w kuchni. Zastałam babcię nad dwoma pustymi opakowaniami po czekoladowych deserkach... Dobrze, że więcej w lodówce nie było, a nutelka w szafce schowana, bo już kiedyś dyskretnie się dobrała do słoika i wyjadała ją palcem. 

Gdyby ją jednak kiedyś wpuścić do fabryki czekolady... 


* Takie biedronkowe monte. Niespodzianką jest to, że czekolada jest schowana pod białym kremem.

poniedziałek, 20 października 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 61 - Święty, stary, wredny człowiek.

Brudna na koniec powiedziała: "Myślałam, że świętych ludzi to omija". W sensie normalny proces starzenia się z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Ma 87 lat. Jest facetem. Świętym człowiekiem. I nie piszę tego z kokieterią czy na wyrost. Poświęcił życie Bogu radykalnie i pięknie, a swoją drogę opisał we wciągający sposób. Chociaż czytałam tylko fragmenty jego wspomnień. Był człowiekiem inteligentnym i błyskotliwym. Dowcipnym.

Dziś spotkałam znajomego, który z nim mieszka. Trochę sobie poopowiadaliśmy. U niego też jest wymuszanie, że wszystko musi być już, teraz, natychmiast, w tej chwili. Pretensje. I chodzenie w nocy. Jeszcze się nie gubi w ich małym domku. Chyba że gdzieś wyjadą. To jest ciekawie wtedy. Staruszek przestaje za to poznawać osoby, czego u mnie (na szczęście) jeszcze nie ma. Ale wszyscy mogą pracować, bo jakoś sobie radzi. Czego u mnie (niestety) już nie ma.

Starość nie omija świętości, która oglądana z tak bliska i na takim etapie, staje się niemal niewidzialna. A przecież jest. Gdzieś tam. W jakiejś przepaści ludzkiego istnienia. 

Spotkanie z moim znajomym bardzo mi pomogło. Trochę uwolniło ze spiny ostatnich dni. Odetchnęłam. Zluzowałam.

Mam w domu Morisa w spódnicy.

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 60 - Wycieczka.

W niedzielę pojechaliśmy na dżamprezę. Do Piękna. Piękno położone jest dość niedaleko, ale trochę się jedzie. Niecałą godzinę. A w Pięknie sady, las, koty, świeże powietrze, dobre jedzenie i dużo ludzi. Mieliśmy wyruszać wczesnym popołudniem, ściągnęłam więc babcię z łóżka z pewnymi problemami ok. 12.30. Po wytarganiu z pościeli babcia humor miała już całkiem dobry. Wyszykowałyśmy się nawet na czas i pojechaliśmy z naszymi dobrymi znajomymi sprzed lat. Babcia kimnęła się w aucie, więc droga jej szybko minęła. Na miejscu spałaszowała (jak na jej możliwości) sporo ilość pomidorówki, a następnie ziemniaki, mięso i buraczki, dopychając wszystko orzechowcem bez orzechów. Orzechy wydłubałam i zjadłam, żeby się nie zmarnowały. Zapiła wszystko słodkim kompotem i docisnęła czekoladowym batonikiem. Przez cały czas była nieco milcząca, ożywiając się tylko na widok dzieci. Po deserze ruszyliśmy większą gromadą do sadu. Ubrałam, wyszykowałam i zgarnęłam również babcię. Za bardzo się nie nazrywałam jabłek, bo to krzesło przestawić było trzeba, bo koc przynieść, kota podać (który się nie rzucał, jak Kiko, ale tulił, łasił i co nie tylko). I "zimno mi, chodźmy do domu". Przegoniłam jednak ją jeszcze po drodze wśród marudzenia i ogólnego niezadowolenia, żeby trochę tym wiejskim powietrzem pooddychała. Wróciłyśmy jako pierwsze do domu i ułożyłam babcię w łóżku gospodarzy. Za ich pozwoleniem oczywiście. Babcia zasnęła i budziła się na siku tyko dwa razy, z czego raz nie wiedziała gdzie jest. Gdy wstała na dobre, dostała kolację i nawet się ożywiła, bardziej rozmowna się stała i wyraźnie pogodna. Nic nie zapowiadało tego, co miało nastąpić.

Wracaliśmy do domu około 21. Czy to ze zmęczenia. Czy z bólu nóg. Z nadmiaru atrakcji lub świeżego powietrza. Czy z powodu ciemnego lasu, przez który jechaliśmy. Babcia stwierdziła, że już nie chce jechać, tylko chce iść do domku i chce wysiąść. Napięcie narastało. Babcia pukała w szybę, waliła w szybę, waliła w sufit, próbowała rozebrać się z pasów i szarpała za włosy. Cały czas prosząc, błagając wręcz, żeby ją wypuścić. Wyjaśnić nic się nie dało. Próbowałam.

I nagle, gdy już jechaliśmy ulicami naszego miasta, babcia zasnęła. W sekundę. Powstał zakład, w jakim stanie się obudzi. "Będzie reset" rzekłam. Budzę ją już na miejscu. Babcia: "Już dojechaliśmy? Przecież dopiero wsiadłam".

Mówiłam, że będzie reset. A następnym razem pojedziemy gdzieś bliżej. Odległość 5 minut jazdy samochodem będzie optymalna.


Po drzemce, a przed wyjazdem...

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 59 - O ścianie.

Dzieje się i się nie dzieje. Stajemy przed ograniczeniem/wyeliminowaniem z życia Tramalu, co było jednym "z", które przeraziło moją psychikę. Cóż, sama sobie to zgotowałam, prosząc o medyczne doradztwo Ciocię i Wuja. Uruchomili oni swoje konszachty i przesłali garść informacji. 

Najgorszą z najgorszych była wieść, iż człowiekowi w wieku babci do szczęścia wystarczą 3-4 godziny snu. MASAKRA! Czyli czymś normalnym i naturalnym jest babcine chodzenie w nocy. Odliczając z tych 3-4 godzin drzemki w ciągu dnia oraz że np. wykroiłabym tak zwaną godzinę "dla siebie", noc robi się przeraźliwie, koszmarnie, dołująco i dojmująco krótka. Albo długa. Zależy, jak na to spojrzeć. W trakcie takiej nocy może się dużo wydarzyć. Babcia może prawie wchodzić na słoiki, jak miało to miejsce kilka dni temu. Albo może stanąć przy szafie, może nie być w stanie ruszyć się w żadną stronę i może wówczas krzyczeć "Kasia" na całe mieszkanie. Z nutą rozpaczy w głosie. Może zatem dziać się naprawdę dużo. To po pierwsze. Po drugie - trzeba zastąpić Tramal łagodniejszymi specyfikami, o których jeszcze nie wiemy, czy dadzą radę. Dowiemy się w praktyce. Namacalnie. Do bólu, że tak powiem. Babcia powinna mieć także zapewniony dzień wypełniony atrakcjami. Tak żeby mogła się zmęczyć. Przetworów niestety nie robimy codziennie i przez cały rok, a nie doszłyśmy jeszcze do takiego momentu, żeby kroiła wyimaginowane jabłka (i może lepiej, żebyśmy nie doszły). Jest to zatem pewna trudność. Jeśli dodać jeszcze do tego pewne obowiązki tudzież zobowiązania, którymi obarczone są moje barki oraz mózg, trudność się nieco zwiększa.

Stoję zatem przed ścianą. Ściana jest duża.