Dzieje się i się nie dzieje. Stajemy przed ograniczeniem/wyeliminowaniem z życia Tramalu, co było jednym "z", które przeraziło moją psychikę. Cóż, sama sobie to zgotowałam, prosząc o medyczne doradztwo Ciocię i Wuja. Uruchomili oni swoje konszachty i przesłali garść informacji.
Najgorszą z najgorszych była wieść, iż człowiekowi w wieku babci do szczęścia wystarczą 3-4 godziny snu. MASAKRA! Czyli czymś normalnym i naturalnym jest babcine chodzenie w nocy. Odliczając z tych 3-4 godzin drzemki w ciągu dnia oraz że np. wykroiłabym tak zwaną godzinę "dla siebie", noc robi się przeraźliwie, koszmarnie, dołująco i dojmująco krótka. Albo długa. Zależy, jak na to spojrzeć. W trakcie takiej nocy może się dużo wydarzyć. Babcia może prawie wchodzić na słoiki, jak miało to miejsce kilka dni temu. Albo może stanąć przy szafie, może nie być w stanie ruszyć się w żadną stronę i może wówczas krzyczeć "Kasia" na całe mieszkanie. Z nutą rozpaczy w głosie. Może zatem dziać się naprawdę dużo. To po pierwsze. Po drugie - trzeba zastąpić Tramal łagodniejszymi specyfikami, o których jeszcze nie wiemy, czy dadzą radę. Dowiemy się w praktyce. Namacalnie. Do bólu, że tak powiem. Babcia powinna mieć także zapewniony dzień wypełniony atrakcjami. Tak żeby mogła się zmęczyć. Przetworów niestety nie robimy codziennie i przez cały rok, a nie doszłyśmy jeszcze do takiego momentu, żeby kroiła wyimaginowane jabłka (i może lepiej, żebyśmy nie doszły). Jest to zatem pewna trudność. Jeśli dodać jeszcze do tego pewne obowiązki tudzież zobowiązania, którymi obarczone są moje barki oraz mózg, trudność się nieco zwiększa.
Stoję zatem przed ścianą. Ściana jest duża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz