Poranek był nieco ekscentryczny. Gdzieś między myciem twarzy, a myciem zębów do łazienki zajrzała babcia. Wprawdzie miała na sobie bluzkę od piżamy, ale zamiast majtek i spodni owinięta była ręcznikiem. Zresztą "owinięta" to zbyt wiele powiedziane, bo ręcznik za duży nie był, więc sięgał przed kolana i żeby jakoś się trzymał i okrywał, babcia w garści ściskała jego rogi na wysokości bioder. I stoi w progu tej łazienki. W tym ręczniku w kolorowe paski. Spodnie i majtki były w pralce, więc wysoce prawdopodobne, że się trochę posikała. Albo tak po prostu się rozebrała. Nie wiadomo tylko kiedy. Bywa. Dostała czysty zestaw i poszła spać. Ja natomiast wyruszyłam na wielkie zakupy w ramach domowego przetwórstwa owocowego, które od czasu przerabiania mirabelek zatrzymało się w pół kroku.
Wróciłam obładowana jabłkami i gruszkami. Zaopatrzenie się i przytachanie tego wszystkiego do domu zajęło nieco czasu, więc od progu rzuciła się na mnie wygłodniała dwuosobowa gromada, którą trzeba było "od ręki" nakarmić. Jak nakarmiłam, to wzięłam się za te gruszki i jabłka. Ulokowałam się w pokoju, babcia przysiadła na krześle i słuchałyśmy sobie konferencji bpa Grzegorza Rysia. W pewnym momencie babcia poszła do łazienki. Coś tam mamrotała, ale zbytnio uwagi nie zwracałam, nosem siedząc w tych gruszkach i jabłkach. Ale tknęło mnie. Idę. W łazience jej nie ma. W pokoju i w kuchni też nie. Była już prawie pół piętra niżej. Na klatce rzecz jasna. Sprowadziłam ją więc z powrotem do mieszkania. I zabrałam się do dalszej obróbki, na co babcia wyraziła chęć pomocy. Dostała zatem nożyk i antonówki do krojenia. Pracowała dzielnie do samego obiadu. Przyznać muszę, że a) wymęczyłam ją, b) zaoszczędziłam naprawdę kawał czasu.
Po obiedzie dostała procha, dzięki czemu pod wieczór była już lekko przyćpana, bo proch działa z opóźnieniem. Po obiedzie był jeszcze czas na czytanie, liczenie ludzi i wspólne "ubieranie" słoików, więc babcia poległa, pokonana przez intensywność dnia i przyćpanie. To jest jednak pewien sposób na spokojną noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz