Brak stabilizacji na froncie wymaga ode mnie sporych nakładów kreatywności oraz elastycznego podejścia do życia. Nie da się niekiedy wypracować jednego niezawodnego sposobu zarówno na babcię, jak i na kota. Ale radzę sobie nieźle.
Babcia zazwyczaj kończy posiłek słowami "ale się najadłam"i "już nie będę tego jadła" (w przypadku, gdy coś zostaje na talerzu) lub "wszystko zjadłam" ( w sytuacji odwrotnej). Zdarza się jednak, że po 2, 3 tudzież 5 minutach od tego najedzenia w babci nagle ponownie odzywa się głód. Dobrze, jeśli chleb niedojedzony został. Podsuwam jej wtedy pod nos to, co zostawiła i temat zamknięty. Zazwyczaj ugryzie jeden lub dwa kęsy i znów jest najedzona. Nieco gorzej jest, gdy nic nie zostawiła, ale i to jest do zrobienia. Sprawy mogą się jednak lekko skomplikować. Np.:
Babcia zazwyczaj kończy posiłek słowami "ale się najadłam"i "już nie będę tego jadła" (w przypadku, gdy coś zostaje na talerzu) lub "wszystko zjadłam" ( w sytuacji odwrotnej). Zdarza się jednak, że po 2, 3 tudzież 5 minutach od tego najedzenia w babci nagle ponownie odzywa się głód. Dobrze, jeśli chleb niedojedzony został. Podsuwam jej wtedy pod nos to, co zostawiła i temat zamknięty. Zazwyczaj ugryzie jeden lub dwa kęsy i znów jest najedzona. Nieco gorzej jest, gdy nic nie zostawiła, ale i to jest do zrobienia. Sprawy mogą się jednak lekko skomplikować. Np.:
Ja [rzucając się na chlebak, by szybko przygotować jakąś kanapkę]: Już ci szykuję chlebek.
Babcia: Ale ja nie chcę chlebka. Chcę coś innego.
Zatrzymuję się więc w pół drogi i uruchamiam trybiki. Zazwyczaj kończy się płatkami z mlekiem lub jogurtem. W skrajnych wypadkach stawiam na wafelka. Chyba że babcia nie ma prawa być głodna. Ostatnio po spałaszowaniu chleba i wielkiej michy płatków z mlekiem w niezbyt wielkiej odległości czasowej, znów zaczęła wołać o jedzenie.
Ja: Ale przed chwilą jadłaś.
Babcia: Aha. Zapomniałam.
I temat zginął w niebycie.
Ostatnio nawiedziła nas Basia. Spałaszowałyśmy czekoladę. Babcia również. Niemało. Trochę posiedziałyśmy. Zdążyłam zamknąć za Basią drzwi. Nie zdążyłam jednak wyrzucić opakowania po czekoladzie. I się zaczęło.
Babcia [płaczliwym głosem]: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę, ktoś zjadł mi moją czekoladkę...
Jest godz. 23.00. Za oknem deszcz wali o szyby. Padam ze zmęczenia.
Babcia [płaczliwym głosem]: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę, ktoś zjadł mi moją czekoladkę...
Ja: Kupię ci jutro następną.
Babcia: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę. Kto zjadł mi moją czekoladkę?
Ja: Nie wiem.
Aplikuję wafelka. Zjada i... zaczyna od nowa. Po kilkunastu minutach znów próbuję zakończyć sprawę za pomocą wafelka. Nie skutkuje. Ostatecznie o 23.40 zostawiam ją w kuchni, gaszę światło i idę spać. Wraz ze zgaszonym światłem babcia przestaje jęczeć o czekoladę.
Przypomniało mi to jeden z odcinków "Świata według Bundych", w których Al nakrywa potomstwo kocem, by nie dopominało się o jedzenie. Takie luźne skojarzenie. Dziwne rzeczy przechowuje ludzka psychika.
Babcia [płaczliwym głosem]: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę, ktoś zjadł mi moją czekoladkę...
Jest godz. 23.00. Za oknem deszcz wali o szyby. Padam ze zmęczenia.
Babcia [płaczliwym głosem]: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę, ktoś zjadł mi moją czekoladkę...
Ja: Kupię ci jutro następną.
Babcia: Ktoś zjadł mi moją czekoladkę. Kto zjadł mi moją czekoladkę?
Ja: Nie wiem.
Aplikuję wafelka. Zjada i... zaczyna od nowa. Po kilkunastu minutach znów próbuję zakończyć sprawę za pomocą wafelka. Nie skutkuje. Ostatecznie o 23.40 zostawiam ją w kuchni, gaszę światło i idę spać. Wraz ze zgaszonym światłem babcia przestaje jęczeć o czekoladę.
Przypomniało mi to jeden z odcinków "Świata według Bundych", w których Al nakrywa potomstwo kocem, by nie dopominało się o jedzenie. Takie luźne skojarzenie. Dziwne rzeczy przechowuje ludzka psychika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz