Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 12 września 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 56 - Ja bym tego nie jadła...

Jak przystało na rasową matkę Polkę, zdarza mi się przespać noc bez  przeszkód. Czyli że towarzystwo śpi i niczego przez całą noc ode mnie nie chce. Ta wyjątkowa noc nadeszła z wtorku na środę. Babcia i Kiko posnęli jeszcze zanim zdążyłam zakopać się w kołdrę. Miałam więc wieczór dla siebie, a do snu utuliła mnie błoga cisza. A do tego w środku nocy nikt mnie nie budził: babcia nie chodziła, jęcząc, gubiąc się w mieszkaniu albo zadając pytania natury podstawowej. Kiko nie atakował moich stóp, nie biegał oszalały po mieszkaniu, nie skakał po meblach i nie szeleścił reklamówkami. Szaleństwo. Obudził mnie dopiero budzik. I przez pół dnia chodziłam w zadziwieniu. Szczególnie że tak dobrze było ostatnio zaraz po powrocie z pielgrzymki, kiedy przez pierwsze dwa dni spałam po kilkanaście godzin. Ale to było trzy tygodnie temu...

Żeby jednak za bardzo mi się nie zdawało, wszystko wróciło do normy: babcia chodzi i gada, kot skacze, drapie i galopuje. Zazwyczaj jest tak, że jedno kończy i wtedy zaczyna drugie. Zazwyczaj najpierw babcia się musi wychodzić, a następnie Kiko ma potrzebę, żeby się wybiegać (chyba czeka, żeby babcia nie plątała mu się między kopytami - podejrzewam, że na noc obuwa się w kopyta i dzięki temu może donośnie tupać). Chyba zaczynam się przyzwyczajać. Dlatego noc bez takowych atrakcji jakoś wybija mnie z rytmu.

Oprócz tego, że Kiko z babcią nie dają mi się wyspać, postanowili obżerać mnie z pasztetu z cukinii. Jest to obecnie chyba numer jeden na liście przysmaków w naszym domu. Babcia zajada pasztet razem z chlebem. Kiko dostaje go bez chleba. Rzucają się na niego w oszołomieniu. Nie wiedząc, co zawiera...

W któryś dzień (z rzędu) babcia pałaszuje kanapkę z owym przysmakiem, kot kręci się wokół jej nóg.
Babcia: Co on tak chodzi?
Ja: Bo chciałby ten pasztet. Bardzo go lubi.
Babcia: To daj mu.
Ja: No ok...
Nakładam mu pełną michę i łeb kota ginie w niej natychmiast.
Babcia: A co tam jest, że ona tak je?
Ja [z pewną rezerwą]: Cukinia, inne warzywa [celowo nie wymawiam słowa "marchewka"] i jajka..
Babcia [przegryzając chleb z pasztetem]: Ja bym tego nie jadła...

Także tego. Dobrze, że jedno i drugie nie wie, co "siedzi" w pasztecie. Mniej wiesz, dłużej żyjesz.

Pasztet jednak wielką tajemnicą nie jest, więc...:

3 szklanki startej cukinii
3 (w sztukach) starte marchewki
3 (w sztukach) starte cebule
20 dekagramów startego żółtego sera
1,5 szklanki tartej bułki
0,5 szklanki oleju
2 łyżki masła
4 jajka
Do przyprawienia: sól, pieprz, gałka muszkatowa, bazylia, majeranek.

Co z tym robisz? Ubijasz białka, dorzucasz do tego żółtka i te wymieszane, starte warzywa i pieczesz w piekarniku do godziny w temp. 180 stopni C.
Piecze się w foremkach do pasztetu.

Wiem, zdjęcie by się przydało, ale wszystko już zjedzone...

2 komentarze:

  1. Ło Matko Polko, co ja mam powiedzieć. Chyba nic innego, niż to, że ja też bym tego nie jadła:)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest pyszne! Smakuje jak najnormalniejszy pieczony pasztet. Genialne :))

      Usuń