Przestałam. Przestałam liczyć te cholerne kalorie. Zrezygnowałam po jednodniowym paśmie sukcesów, kiedy zjadła w 100% wszystkie podane posiłki.Trudno jednak ogarnąć kalorie, kiedy z podanej porcji w organizmie babci ląduje tylko część. Tak więc zrezygnowałam. Mobilizacja do wstawania skoro świt, by przed obiadem zdążyć z dwoma śniadaniami, też jest różna. Bardzo różna. Baaaardzo. Albo jest taki dzień jak ten. O godz. 14.00 zjadła śniadanie. Pierwsze. W postaci połowy drożdżówki z jagodami i kubusiem. Ale cóż innego robić, gdy z nieba leje się woda. W przyszłym tygodniu podobno dla odmiany z nieba będzie lał się żar. Też idealna pogoda na niekończące się spanie. Ale żeby nie było - jakieś produkty spożywcze jednak wciąga. I jako taki kontakt ze światem (czyli ze mną) od czasu do czasu utrzymuje.
Ze względów praktycznych siedzę obok niej na łóżku, gdy je drożdżówkę, i ją przytulam. Babcię. Nie drożdżówkę. Względy praktyczne związane są z tym, że zaczyna nudzić mi się powtarzanie co dwie minuty, żeby nie kładła się w trakcie jedzenia. Siadam zatem i przytulam.
- Chcesz się lelać? pyta.
- Tak. A ty nie chcesz?
- Ja chcę spać.
Nie samym chlebem człowiek żyje. Jest jeszcze spanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz