Wczoraj była powtórka z rozrywki. No to przeniosłam ją do pokoju numer trzy. Jest tam jeszcze jedno łóżko, więc pościeliłam. Prześcieradełko, jaśki, poduszka, kołderka. Na wszelki wypadek na jej łóżku zostawiłam jedną poduszkę, położyłam koc, bo różnie bywa... Babcia ułożyła się w łóżku, a ja miałam nadzieję, że nie przewróci się o leżące tam książki i inne przedmioty, które kiedyś mogą się przydać oraz że w nocy nie pomylą się jej kierunki. Minęło czterdzieści minut. Słyszę, że coś gada i "pokutuje". Sprawdzam. Postanowiła się przenieść do siebie, bo "na tamtym nie może spać". Przyniosłam poduszkę, kołdrę i położyłam spać. Łóżko znów było ok. Bo relacja z łóżkiem jest sinusoidalna - raz jest kochanym łóżeczkiem, a raz "rumolem", na którym nie da się spać.
W ogóle podejście do wielu spraw babcia ma arcykobiece, czyli najzupełniej zdrowe i naturalne. Ta sama zupa może być tego samego dnia za słona, za mało słona lub pyszna. Jest w stanie zjeść sporą porcję czegoś, co normalnie nie jest jej numerem jeden lub stwierdzić w przypadku ulubionego dania, że "to jest niedobre, nie będę tego jadła". No i wtedy nie ma zmiłuj. Nic jej nie przekona.
A czasem zajmuje moją wersalkę.... ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz