Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

wtorek, 24 września 2013

Bajanki, czyli garści pisania dawnego w wykonie własnym cz.5

2008-01-15 - Bajanka o uciekającej Małej

Bardzo dawno temu, gdy Polska znajdowała się w czasach przemian ustrojowych i całe społeczeństwo skupione było bardziej lub mniej intensywnie wokół tego temtu, Mała jak zwykle zachorowała. Czy wina otwarcia się jej młodziutkiego organizmu na wszelkie wirusy leżała w czarnobylskich oparach, czy też jakieś inne okoliczności zmuszały jej odporność do uległości - nie wiem.
Był słoneczny ciepły jesienny dzień, lecz Mała czuła się fatalnie. Słoneczko, ani chmurki nie cieszyły jak zwykle. Jednak mama postanowiła wyprowadzić ją na spacer. Opatuchała nadmiernie maleńkie ciałko w coś, co zdecydowanie ograniczało ruchy i pociągnęła ją w wielki świat. Mała posłusznie przebierała kończynkami dolnymi, aż... do pewnego momentu. Znała to miejsce bardzo dobrze. Bywała tu często, i to często już dawno temu przestało mieścić się w normie. Teraz jej serduszko zaczęło bić szybcej. Mama odpakowała Małą i posadziła na kolanach. Siedziały tak pewien czas. Gdy po raz kolejny otworzzyły się drzwi mama pociągnęła w ich strone Małą. Tam już czekała ona, ubrana na biało...czekała na nią....Ona wyjęła strzykawkę i igłę...a mama ściągnęła Małej spodnie i majtki. Mała wiedziała, co to znaczy. Wiedziała bardzo dobrze.Jej maleńkie ciałko napięło się w nerwowym skurczu. Mama wpakowała Małą na leżanke, a kobieta miała już zamiar pochylić się nad nią. Mała wiedziała, że jeśli czegoś szybko nie zrobi to groźnie błyszcząca igła, której słyszała już szyderczy śmiech, wbije się w jej malutką pupę. Nagle w przypływie jakiegoś olśnienia zobaczyła, iż ręka mamy znajduje się niebezpiecznie blisko jej twarzy...mleczaki błysnęły złowrogo i ... rozległo się aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mała w przypływie niezidentyfikowanych sił witalnych i instynktu samozachowawczego znalazła się nadspodziewanie szybko na korytarzu i poczęła biec w stronę wyjścia jak najszybciej przebierając kończynkami dolnymi, co było trudne z powodu opuszczonych do kolan spodni i majtek... Nagle coś przeszkodziło jej w tym pędzie... coś chwyciło ją w biegu.Rozległ się głośny ryk.Ucieczka się nie powiodła. Zawezwano drugą w białym, by razem z mamą trzymała Małą, a igła trzymana przez trzecią wbiła się bezlitośnie, lecz... cóż to? Mała bólu nie poczuła... czy to zmęczenie, czy nagle zdruzgotana nadzieja na ucieczkę czy Anioł... co to sprawiło - nie wiem. Taki obrót sprawy nieco zachwiał jej równowagą, ale na krótko. Bo wszystko wróciło do normy... tzn. wszystkie następne zastrzyki były już bolesne... WSZYSTKIE!

2008-01-13 - Bajanka o Małej i złym wyborze

Ciężkimi krokami w zabłoconych i nieco zniszczonych, wielkich butach, (które robią wokół siebie wiele hałasu a potem są szybko zapominane w nurcie szarej rzeczywistości) zbliżało się półrocze. Mała jak niezwykle o tej porze dnia postanowiła nie siedzieć w garze i dyskutować na mniej lub bardziej produktywne tematy z innymi garnkowiczami, lecz rozpocząć niezwykle nużący proces przyswajania informacji na czas tymczasowy zwany w skrócie przez ogół społeczeństwa nauką. Z niemałym mozołem zabrała się do tego dzieła poczynając od psychicznego nastawienia się, czyli przezwyciężenia chęci włączenia komputera. Następnie z trudem wyjęła swoje nowe źródło wiedzy gramatycznej i przerzuciwszy kilkaset stron dotarła do odpowiedniego zagadnienia. Teraz pozostało znalezienie odpowiedniej pozycji, w której byłaby w stanie bezbólowo przejąć nieco wiedzy od pana M. (redaktor źródła). Zajęło to jej pewną ilość czasu. Gdy była już w odpowiednim położeniu przystąpiła do odczytywania danych. Proces ten tak ją pochłonął, iż nie zauważyła obniżającej się mocy w uchwytach zwanych rękoma. Moc ta malała coraz szybciej i szybciej i szybciej, aż... zmalało do poziomu zerowego! I wtedy ważące 2 kg 300g źródło spadło ciężko na szyję Małej i zatrzaskując się głucho zablokowało dopływ czerwonej cieczy do mózgu... jednocześnie gałki oczne Małej poczęły mieć zamiar wypadnięcia na dywan... Jednak w tym momencie zjawił się gad. Gałki przestraszyły się go i postanowiły zostać na swoim miejscu. Natomiast gad zabrał z szyi Małej źródło, połknął je i tym sposobem wszystko wróciło do normy...

Legenda:

Historia pierwsza jest aż nazbyt prawdziwa. Stanowi rodzinną anegdotę. Mama uwielbiała ją opowiadać. Tak samo jak tę o rzuceniu z Mostu Trybunalskiego do rzeki posikanych majtek (swoją drogą najlepsze akcje z dziecintwa z moim udziałem są związane z bielizną - dziwne...). Bajanka druga stanowi fikcję literacką na bazie uczenia się z jakiejś polonistycznej knigi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz