Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

sobota, 21 września 2013

Bajanki, czyli garści pisania dawnego w wykonie własnym cz.4

2008-02-04

Pewnego dość ciepłego wieczoru zimową porą wzdłuż pięknej alei powłóczystym krokiem szedł Franek... Elegancki jak zawsze w swojej prawie nowej koszulinie z kilkudniowym zarostem dodającym mu niewymownego uroku przyciągał wzrok wielu niewiast... Za nim zdążał jeszcze bardziej powłóczystym krokiem jego przyjaciel Ziutek... Ziutek był równie elegancki jak Franek, jednak to, co było w nim charakterystycznego... to wrodzone lekceważenie wszystkich i wszystkiego godne prawdziwego artysty... Franek podczas tego wieczornego spaceru z błyskiem w oku zagadywał niekiedy ścigające go wzrokiem piękne niewiasty... One oczywiście udawały niedostępne bądź oburzone, jednak Franek wiedział, że marzą one tylko o nim... Lecz on był wierny tej jedynej, o najwspanialszych kształtach... tej, którą trzymał w ramionach o każdym wschodzie i zachodzie słońca... tej której bliskością się delektował... Ziutek różnił się w tym względzie od Franka... Choć i on był wierny to brał swą wybrankę gwałtownie, nachalnie, bez zbędnych sentymentów i z całą swoją obojętnością... Teraz dwaj panowie zdążali, by spędzić noc ze swymi połówkami i by zasnąć w ich objęciach... Nagle błysnęły światła wściekle wdzierając się mężczyznom do oczodołów... Z auta wysiadło dwóch aniołów i zaczęło przemawiać doń iście niezrozumiałym językiem jakimś... Przyjaciele próbowali jakoś porozumieć się z przybyszami używając całego bogactwa środków stylistycznych, a w szczególności epitetów... Jednak nie wiedzieć czemu aniołowie pozostali nieczuli na wymowność bohaterów, co poczęło nieco wytrącać z równowagi Ziutka... Spowodowało to, iż aniołowie zapakowali Franka i Ziutka do auta i zawieźli ich na miejsce kaźni i tortur, za które został im wystawiony rachunek... I gdzie tu sprawiedliwość?

2008-01-20 - Bajanka o Małej na [d/g]ramatycznym froncie

Był deszczowy, wietrzny poranek... Mała był w gotowości już od świtania... Wiedziała, że czeka ją długa i mordercza walka... Walka do ostatniej kropki... Lecz nie upadała na umyśle i mobilizowała całą szarą eminencję... na pierwszy ogień rzuciły się na nią stopnie... Lecz te zostały w miarę szybko rozgromione... Za nimi atak przypuściły liczebniki... i część szarej eminencji dokonała odwrotu. Pomimo tego i ten oddział gramatyki musiał ulec po zdecydowanej akcji przyswojenia... Mała, już nieco osłabła w boju, musiała się zmierzyć jeszcze z zaimkami... Te były o wiele sprytniejsze od swych przeciwników... Podstępnym ciosem, wykorzystując chwilę odprężenia, raniły Małą i polała się krew... To rozproszyło i zdekoncentrowało samotną bahaterkę i musiała ona na czas jakiś opuścić pole boju... mając jednocześnie świadomość najcięższej walki dnia następnego, gdy to ramię w ramię do walki staną rzeczownik i czasownik mając przy sobie wiernych i niepokonanych żołnierzy: deklinację i koniugację... A potem wszystko wróci do normy... Chyba, że Mała nie zaliczy koła... co całkiem możliwe z takim podejściem do nauki... ale to tylko kolokwium... :P

2008-01-19 - Bajanka o Małej z kulturą w tle

Gdy nastał jeden z tych wspaniałych dni, kiedy to ma się wolne, Mała nie przypuszczała, iż wbrew wszelkiej logice będzie on trwał jeszcze po północy... Dzień minął szybko na średniej jakości przyswajaniu źródeł... Wreszcie nadszedł oczekiwany pobyt w świecie literackości, gdzie napięcie intelektualne przeszywa każdą duszę zbożnie łaknącą wiedzy a wszystko jest okroszone szarokomórkowym humorem... Tego dnia napięcie miało barwę angielskiego nieba a humor posiadał twarz Jasia Fasoli. Wśród licznych anegdot, dowcipów i dygresji zapodawanych przez wspaniały duet, Mała frunęła ponad wyspy ziemią. A gdy czas nadszedł rozstania z ludźmi, którzy mogą niszczyć bez obaw swe szare komórki, gdyż ich na to stać (w przeciwieństwie do "żuli", którzy już dawno żyją na szarokomórkowy kredyt), Mała udała się, by jeszcze głębiej rozsmakować się w anglojęzycznej kulturze. Rozsmakowywała się długo i nadmiernie wśród towarzystwa, gdzie humor sięgał bruku a napięcie literackie zasnęło zmorzone pod stołem. Rozsmakowywanie niestety zostało przerwane przez brutalną rzeczywistość pozwalającą na zabieranie tylko jednej sztuki kultury irlandzkiej w stanie płynnym... a która to kultura stopniała szybko i przeszła w stan ogólnie zadowalający wszystkich... Wśród mgieł nocnych i posmaku irlandzkiej kultury aniołowie dobrodusznie powiedli Małą do domu, zapakowali w piżamkę i kołderkę i szybciutko wysłali ją w inny wymiar... Dnia następnego wszystko wróciło do normy... pozostała jedynie tęsknota za kulturą...



Legenda:



w związku z faktem, iż wszystko, co kiedyś moja chora psychika spłodziła, nie do końca jasnym się wydaje, postanowiłam lekko rozjaśnić ukazane historie.

W bajance o Franku i Ziutku wspomniane osobniki w liczbie dwóch są bliżej nieznanymi, dobrotliwymi żulkami. Aniołowie to oczywiście policjanci, a miejscem kaźni jest wytrzejźwiałka. Zdarzenie miało miejsce, ale słabo je już pamiętam. Aniołowie pojawiają się też w bajance o kulturze w kontekście Małej (czyli mnie), ale tutaj aniołowie stanowią fikcję literacką - żeby nie było. Reszta jest jednak faktem, czyli jakieś spotkanie literackie i potem jakieś spotkanie towarzyskie.Bajanka druga jest o nauce gramatyki. Po prostu. A jakoś w tym dniu rozkroiłam sobie palec i stąd to krwawe tło (pamiętam bo mam takie jedno zdjęcie, które nie wiem, gdzie jest).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz