Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 9 listopada 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 122 - To był (prawie) dobry dzień.

Już wczoraj wieczorem wiedziałam, że dziś będzie bardzo intensywnie.

Rano od rodzinnej dowiedziałam się, że zlecenie samo w sobie jest pilne i nie potrzeba niczego dopisywać. Skalę Bartela ustala pielęgniarka rodzinna - już to mamy! Babcia na 100 możliwych punktów zdobyła 5, więc może jednak się zlitują.

Tak zaczął się mój dzień.

Dzień babci zaczął się wizytą pielęgniarki środowiskowej i nawet było nieźle. Babcia po wszelkich zabiegach sama wyprostowała nogę ze złamaniem. Potem poszła kroplówka. W tym czasie wciągnęła pół szklanki zmiksowanej zupy pomidorowej z solidnym kawałem gotowanej marchewki i pora. Od upadku nie zjadła tyle na jeden raz. Gdy miała jechać w górę do pozycji siedzącej na naszym elektrycznym sprzęcie, uprzedziłam ją, że będzie bolała ją noga. Naduszam przycisk, babcia sunie coraz bardziej, ale nie krzyczy i w ogóle zero reakcji bólowej.

- Nie bolało cię?- pytam.
- Bolało.
- Ale nie krzyczałaś.
- A co ja dziecko jestem?

Po śniadaniu gładko łyknęła prochy i gdy podsypiała, zapodałam jej trochę muzykoterapii. Ola Gjejlo jest idealny. Kochamy go obie. Leciała, kroplówka, leciał Ola Gjejlo, więc i babcia odleciała.

Są też smutki. Nie załapałam się do fryzjera. Muszę poczekać do przyszłego tygodnia. Życie jest ciężkie.

Przed rehabilitacją miałyśmy wizytę księdza. Babcia dzielnie modliła się razem z nami. Na pytanie, czy przyjmie Komunię, odpowiedziała, że nie była u spowiedzi, ale dała się przekonać, że do Komunii przystąpić może. Poszło nawet gładko.

Niedługo po księdzu przyszedł bardzo sympatyczny rehabilitant. Babcia ćwiczyła dzielnie, prostując i zginając także złamaną nogę. By ćwiczyć ręce, dostała polecenie, by splecenia rąk jak do modlitwy. No trafił w dziesiątkę, bo potem przy jakiejś okazji zrobiła też znak krzyża, a po drodze dwa razy się modliła. Wisienką na torcie okazało się rozstanie - na koniec babcia powiedziała do rehabilitanta "kocham księdza". Sympatyczny rehabilitant stwierdził, że czegoś takiego to jeszcze nie usłyszał. Mamy tę moc. Nikt nam nie dorówna.

Byliśmy z T. załatwić pielęgniarską opiekę długoterminową. Ze skierowaniem i skalą Bartela. Ale nie na tym druku, który przywieźliśmy. TEN właściwy ma dopisek załącznik nr 3 do Rozporządzenia Ministra Zdrowie z dnia 22 listopada 2013 r. I ma miejsce na podpis lekarza, bo lekarz pod skalą Bartela musi się podpisać i podstęplować. I musi być słowo PILNE na skierowaniu, bo inaczej to będziemy czekać rok. A tak to tylko 3-4 miesiące. I w ogóle to babcia jest w bardzo dobrym stanie, bo ma aż 5 punktów, a niektórzy mają zero. Są bardziej chorzy ludzie od babci. 

Jutro zatem będę naginała znowu do przychodni po to, żeby za kilka miesięcy jakaś kobieta zjawiła się u babci 4 razy w tygodniu na 15 minut, by zmienić jej pampersa i poklepać po plecach.

Wraca babci apetyt. Z pewnymi protestami, ale wciągnęła na obiad kolejne pół szklanki papki - zupa pomidorowa, marchew, por i kurczak. Nawet niezłe to. Próbowałam, więc wiem.

A jednak wyrwała sobie wenflon. Jutro będzie trzeba wbić nowy. Może jednak w nogę?

Dzień zakończyłyśmy kąpielą w łóżku (zawsze mnie fascynowało, jak to się robi - już wiem) i montażem materaca przeciwodleżynowego.

Babcia sobie wyje. Ja jestem skonana po dzisiejszym dniu. Właśnie zdałam sobie sprawę, że od pięciu dni działam na totalnej adrenalinie i wystarczyło kilka kolejnych drobiazgów, żebym się trochę rozjechała. A jeszcze przed nami kolacja... Przed babcią znaczy. Zajebiście.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz