Jest strasznie. Ale nie dlatego - jak kiedyś myślałam i myśli wielu - że taka sytuacja mnie uziemia jeszcze bardziej w domu, że mogę zapomnieć o dłuższych wyjściach, a o wyjazdach już nie wspominając; że karmienie takie na 100%; że pampersy, przewijanie, mycie w łóżku; że podnoszenie; że opieka, która wymaga jeszcze więcej czasu, energii i poświęcenia. To wszystko to jest kropla w oceanie cierpienia, jakie przeżywa babcia. Każdy ruch to niewyobrażalny ból. Nasmarowanie samych pięt to jest dla niej koszmar. A powinna mieć smarowane i masowane także kość ogonową i wszystkie kręgi. Kilka razy dziennie. Do tego przebieranie i mycie - kolejny ból. Do jedzenia i picia szukam najlepszej pozycji, ale idealnej chyba nigdy nie znajdę. Zastrzyki też przestaną być przyjemnością, gdy brzuch będzie miała siny i twardy, a igła nie będzie wchodziła tak gładko jak dzisiaj. Najlepiej się czuje naćpana tramalem, gdy śpi i nikt jej nie rusza. Byłoby super, jakby tak można cały czas. Ale nie można. Musi dużo pić, wpierdzielać kilogramy żelatyny i przezywać zabiegi przeciwodzleżynowe. I największe współczucie należy się jej, nie mnie.
Do tej pory nie było mi "po drodze" z blogiem, choć pisanie jest moją pasją, czemu towarzyszy niepoprawne przeświadczenie o własnym geniuszu w tej materii. Jednocześnie lubię ludzi (przynajmniej kilku). Mieszkam prawie w bibliotece, a jak wiadomo "prawie " robi szaloną różnicę. I kompletnie nie planuję, co będzie się tutaj działo, bo najlepszy plan to brak planu :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz