Walka trwa. O jedzenie - z tym jest różnie. O picie - też. Piąty dzień przeżywamy cień współpracy w boju z przykurczami. Babcia nawet mnie słucha i naprawdę daje z siebie tyle, na ile potworny ból i Alzheimer pozwalają. Bo ostatecznie jednak odpowiedzialność za rehabilitację spada na mnie. Z babcią jest jak z kołem fortuny. W czwartek przyjechał rehabilitant, pobył u nas 15 minut, ale babcia nie zamierzała ćwiczyć. Zbuntowała się na całego i tyle. Jedyny plus, że facet uczciwy i kasy nie wziął.
Ale ćwiczymy. Babcia przy każdym rozprostowaniu krzyczy lub płacze, więc po zgięciu nóg popija sok. W końcu zdziera gardło. Ja zdzieram gardło, próbując przekrzyczeć jej krzyk i nieco ją uspokoić, więc po chwili popijam wodę. Się nawodnimy przez te ćwiczenia. A sąsiedzi póki co nie dzwonią na policję.
W ogóle największe zainteresowanie gaszeniem pragnienia babcia wykazuje w nocy. Tak mniej więcej od 2-3 do większej ilości razy. Jak jest 2-3 razy to jest super. Przy większej częstotliwości odczuwam pewien niedosyt snu.
Oczywiście powinnam skakać z radości, że babcia tyle pije. Skakaliśmy więc wczoraj z T. Nad babcią. Gdyż nie wiadomo kiedy, ale ściągnęła pampersa i zasikała pół łóżka włącznie z sobą. Trzeba było przebrać prześcieradło, kołdrę i babcię. Do tego należało ją wykąpać (pierwsza moja kąpiel - do tej pory tylko robiłam za obserwatora). Ponadto okazuje się, że mocz w kontakcie z materacem przeciwodleżynowym zbryla się. Dość interesujące odkrycie. Takie więc atrakcje przyniósł nam piątkowy wieczór. T. był nawet wyrozumiały i w tych wyjątkowych okolicznościach pozwolił mi użyć kilku niecenzuralnych słów. Cóż. Normalni ludzie chodzą do kina albo włóczą się po knajpach. Amatorzy. My mamy pampersy, chusteczki dla niemowląt i butelki. Filmy pauzujemy, bo babcia woła pić albo nadmiernie się wierci i trzeba sprawdzić, czy nie wyłazi z wyra. Poczucie czarnego humoru nas jednak nie opuszcza. Chociaż nasze "opowieści z krypty" chyba niedługo zaczną nieco przerażać naszych znajomych.
Dzieciatych znajomych nie przestraszycie :) U nas też ta dziwna reguła - picie najlepiej wchodzi po zmroku. Co ciekawe, po 6 latach krojonych na kawałki nocy nawet się dostroiłam do tych pobudek.
OdpowiedzUsuń(Gorzej, że niecenzuralnych słów nie można używać. Kiedyś przez tydzień mi przypominały, że wyrwał mi się krótki angielski wulgaryzm) ;)
Z tymi niecenzuralnymi jest pewne ryzyko. Babcia niby głucha, ale nie raz, gdy nie mogłam już zdzierżyć i rzucałam wiązanką, to słyszałam pełne oburzenia "jak ty brzydko mówisz". Noce krojone na kawałki - z różną intensywnością - towarzyszą mi od prawie 5 lat, ale jakoś ciężko mi się do nich przyzwyczaić (chociaż jednak nie - kiedyś nie wyobrażałam sobie ani jednej pobudki, a dziś przy trzech uważam noc za przespaną; niestety jak jest ich 6 lub 8, to bywa kiepsko).
UsuńA co do znajomych - ufff, czyli jednak ktoś zostanie, bo wśród nich są też dzieciaci :)