Nie ma dla mnie sensownego miejsca w systemie ubezpieczeniowym. Żeby się o tym dowiedzieć, odwiedziłam ZUS, gdyż telefoniczna obsługa wymaga kilkakrotnego podejmowania decyzji, w jakiej sprawie i z kim chcę rozmawiać, po czym otrzymuję informację, że mam czekać, bo przede mną jest 11 osób. Na piechotę wychodzi szybciej i taniej. Poszłam. Rozmowa trwała krótko. Bardzo.
Ja: Moja babcia ma rentę. Czy mogę być dopisana do jej ubezpieczenia?
Pani z ZUS (nawet miła): Nie ma takiej możliwości.
[Swoją drogą, gdybym postanowiła czekać, aż te 11 osób przede mną nagada się drogą telefoniczną z ZUS-em, mogłabym potem zabić pierwszą napotkaną osobę]
Gdyby babcia była gdzieś zatrudniona, nie byłoby problemu. Albo gdybym ja była osobą uczącą się, która nie ukończyła 26. roku życia, też byłoby ok. Ale i babcia i ja umykamy tym warunkom. Zostaje mi zatem sytuacja dotychczasowa - ubezpieczenie w związku z byciem legalnie bezrobotną. I przekonywanie urzędu (i siebie? - nie, siebie nie oszukuję), że bardziej zależy mi na karierze w branży dowolnej niż na opiece nad babcią. System nie przewidział, że jakaś wnuczka, która nie ma domownika-pracownika, będzie chciała z własnej woli siedzieć w chacie z własną babcią. Jesteśmy w czarnej... dziurze systemu naszego państwa.
Nie jest pocieszające, że tych czarnych dziur, paradoksów i paranormalnych przepisów jest więcej i wielu obywateli ociera się o ich bezsensowność. To nie pociesza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz