Ma dwadzieściakilka lat. Tak na oko. Bo nie wiem. Wzrok zawsze nieobecny, ale jednocześnie uważnie śledzący, czy nikt jej nie obserwuje, gdy delikatnie sunie palcami po nierównościach, załamaniach, wgłębieniach w ścianach budynków. Jeśli trafi na taką bruzdę-ścieżkę w ścianie, idzie wtedy wzdłuż niej, zatrzymuje się, zawiesza w czasoprzestrzeni, obraca się, wodzi palcami po murze... Jeśli przyuważy czyiś spoczywający na niej wzrok, zaprzestaje działania i udaje, że nic nie robi. Gdy obserwator wzrok odwróci, ona wraca do badania ściany.
Jest przeurocza. Zawsze - czy idzie po prostu ulicą, przyciskając do siebie torebkę czy wodzi ręką po ścianie - nie opuszcza jej szeroki, szczery uśmiech. Szczęście w całej okazałości odmalowuje się na jej twarzy. Idzie ulicą w niemym zachwycie nad światem. Wchodzi na chwilę do kościoła i cała jest szczęściem i radością. Nie umiem się nie uśmiechać do niej, kiedy ją mijam. To działa jakoś automatycznie. Chociaż nie wiem, czy mnie widzi. Czy przedzieram się z moim uśmiechem do jej świata. Czasem mam wrażenie, że tak. Jest fantastyczna.
Ostatnio, gdy przechodziłam obok niej, doleciały mnie złośliwe uwagi dwóch blond-panienek, które też ją obserwowały. Było coś, że głupia itp. Sądzę, że jednak mądrzejsza od nich dwóch. A na pewno szczęśliwsza - bez makijażu, z włosami związanymi w kitkę i w zwyczajnych ciuchach. Boże dziecko, pokazujące, że życie jest naprawdę proste.
To samo pokazuje mi babcia. Gdy odwiedziła nas po dłuższym czasie babcina opiekunka, babcia zapytała, czemu nie było jej tak długo. Bez cienia pretensji. Raczej stęsknienie, które pojawia się zawsze w takim pytaniu, gdy nie widzi kogoś kilka godzin czy kilka dni. Czas ma swój własny bieg. Życie jest proste. I szczęście jest proste. I miłość. Tak kochają tylko ludzie Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz