Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

sobota, 28 czerwca 2014

Kiko i dwoje oczu

Wszystko zaczęło się pewnego ranka w mijającym tygodniu. Obudziło mnie dudnienie. Podłogi. Po której Kiko, niczym tabun młodych i niewyżytych słoni, postanowił poskakać. Obserwowałam te wyczyny z lekkim niedowierzaniem i czekałam, co będzie dalej. Kiko wskoczył na parapet, który jest w zasięgu mego wzroku i na którym zazwyczaj zalega wszystko, co powinno lub nie być pod ręką. Okręcił się w tę i nazad i łapą strącił jakąś kulkę. Analizuję, co to może być, a w tym czasie kot z zapałem zagrywa piłką między nogami stołu i krzeseł. Taki koci mundial. Zawodnicy z przeciwnej drużyny stoją oniemiali jako przysłowiowe słupy soli albo stołowe nogi, którymi (tymi drugimi) zresztą są. Trybuny jednak nie szaleją. Trybuny myślą, co jest piłką. Trybuny wygrzebują się częściowo z koca, przerzucają ciało na drugą stronę łóżka i gdy piłka jest w zasięgu ręki, przechwytują ją. No i co widzą? Nic szczególnego. Oko żaby. Tak. Nie przewidzieliście się. Dawno, dawno temu odpadło od poduszki-żabki i od tej pory wala się po kątach, gdyż nie mam szczególnych zapędów krawieckich. Ale na wypadek, gdybym jednak nagle zaczęła mieć, to będzie pod ręką i może zdążę przyszyć zanim mi przejdzie.
Choć teraz będzie z tym problem, gdyż oko zaginęło. Jestem na etapie poszukiwań.

Ale to jest na razie jedno oko. Drugie jest zupełnie inne. Jest to oko obiektywu. Aparatu fotograficznego. Który rozjaśnił albo zaciemnił - jak kto woli - kwestię podejścia mojego kota do fotografowania go. Otóż do tej pory zrobienie mu zdjęcia było niemałym wyczynem, gdyż powoli aczkolwiek stanowczo wychodził z kadru zawsze, ilekroć zorientował się, że jest na celowniku. Ale namierzany był - czy to przeze mnie czy przez Brudną - jedynie telefonami komórkowymi z takową funkcją. Aż tu nagle od wczoraj na chwilę dysponuję profesjonalnym sprzętem. Z ogromnym obiektywem. Z którym moje 150 cm i 45 kg wygląda nieco radośnie. I Kiko nie daje dyla sprzed tego wielkiego oka. Pozuje niczym rasowy model. Nie wdzięczy się. Ale z kocią dostojnością pozwala na długie godziny sesji fotograficznych. Jest genialny!




Wygląda nieco jak dziedzic na włościach. I tak trochę jest.

Lubię dobre aparaty :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz