2 Sm 7,1-5.8-9.11b-13
"Gdy król zamieszkał w swoim domu, a Pan poskromił wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł król do proroka Natana: «Spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie». Natan powiedział do króla: «Uczyń wszystko, co zamierzasz w sercu, gdyż Pan jest z tobą». Lecz tej samej nocy Pan skierował do Natana następujące słowa: «Idź i powiedz mojemu słudze, Dawidowi: To mówi Pan: Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie? (...) Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi (...). Tobie też Pan zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki".
Trzeci rok w Boże Ciało zamieniam się w Boba Budowniczego i koordynuję w jakiejś mierze powstawanie jednego z ołtarzy na parafialną procesję. Z natury wszystko robię na ostatnią chwilę, lubię działać pod presją czasu, gdy przez mój organizm przewala się morze adrenaliny. Ale inaczej jest, gdy zawalam noc, siedząc nad jakimś tekstem, a inaczej, gdy mam robić coś bardziej zewnętrznego. W przypadku ołtarza - budzę się 2-3 dni wcześniej i przez te 2-3 dni mam potężną spinę z wszelkimi wizjami zawalającej się konstrukcji oraz powracającym uczuciem paniki i totalnej psychicznej załamki. Po przerobieniu wszelkich stanów emocjonalnych (co zawdzięczam Ewie i nie omieszkam kiedyś jej tego wygarnąć), wieczorem przed uroczystością siadam, otrząsam się z tego wszystkiego i przypominam sobie, że jednak nie to jest najważniejsze. I szukam odpowiedzi, na pytanie, co zrobić z tym świętem. W tym roku przyszedł mi z pomocą Ratzinger. Przeczytałam zaledwie kilka stron z jego książki "Eucharystia. Bóg blisko nas". Wystarczyło.
M.in.:
"Do ustanowienia Eucharystii nie wystarczy Wieczerza (...). Eucharystia jest czymś daleko więcej niż tylko wieczerzą; ona kosztowała Kogoś śmierć i uobecnia się wtedy jej majestat. Kiedy obchodzimy jej święto, musi nas wypełniać lęk przed tą tajemnicą, onieśmielenie w obliczu misterium śmierci obecnej pośrodku nas. Oczywiście jest równocześnie świadomość tego, że ta śmierć została zwyciężona poprzez zmartwychwstanie, i dlatego możemy jej pamiątkę obchodzić jako święto życia, jako przemianę świata (...). Śmierć pozostaje kwestią ponad wszystkie kwestie i tam, gdzie się ją wyklucza, nie ma ostatecznie żadnej odpowiedzi. Tylko tam, gdzie się na nią odpowie, człowiek może prawdziwie świętować i jest wolny. Chrześcijańskie święto Eucharystii sięga do tej głębi śmierci. ONO NIE JEST PO PROSTU POBOŻNĄ ROZRYWKĄ I ZABAWĄ, JAKIMŚ RELIGIJNYM UPIĘKSZANIEM I PRZYOZDABIANIEM ŚWIATA. ONO SIĘGA DO NAJGŁĘBSZYCH WARSTW - TAM GDZIE JEST ŚMIERĆ - I OTWIERA DROGĘ DO ŻYCIA, KTÓRE JĄ ZWYCIĘŻA".
Rano poszłam na mszę. Kiedy potem po śniadaniu i kawie, położyłam się na parapecie w pełnym słońcu, powiedziałam (myśląc także o budowniczym Dawidzie): "Boże, to Twój ołtarz, więc się o niego zatroszcz. Przecież wiesz, że ja się kompletnie do tego nie nadaję".
I co? Się zatroszczył. O wszystko i ponad miarę. Tak jak było w przypadku króla Dawida - jedno małe pragnienie nakierowane na Boga uchyliło furtkę dla niewyobrażalnej Jego hojności. Za każdym razem niezmiennie i niezmiernie tego doświadczam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz