I mamy skutki upadku. Boląca łopatka, którą masujemy i smarujemy, smarujemy i masujemy. Z tego powodu utrudnione jest spanie na lewym boku. Niestety, upadając, babcia "zahaczyła" o brodzik od prysznica. Nie puchnie jednak, nie sinieje, rękoma rusza - nie siejemy więc paniki. Otaczamy troską łopatkę i czekamy.
Skutek drugi - prawa kostka. Spuchła i zsiniała. Utrudnia chodzenie, ale nie uniemożliwia poruszania się, więc paniki też nie ma. Telefoniczna konsultacja z zaprzyjaźnionym elementem służby zdrowia wysłała mnie do apteki po odpowiednie środki - kompresujemy i już widać postępy.
Skutek trzeci - by nie mnożyć problemów, trzymamy dietę. Gar rosołu nagotowałam i płatki ryżowe do tego Brudna dostarczyła. Aplikuję w racjach głodowych, bo apetyt nie dopisuje. Ale coś tam idzie w nią upchnąć.
Uruchomiły się natomiast we mnie nadzwyczajne pokłady cierpliwości. Wiem, że cierpi, więc herbatę donoszę do łóżka, prowadzę pod rękę do łazienki. Głaszczę i słodko przemawiam. I nie drażni mnie, gdy jęczy lub biadoli nad bolącą nóżką. Bo rzeczywiście cierpi. Nie udaje. Ale jak tylko wyzdrowieje, to okres ochronny się skończy.
P. S.
Zapomniałam wspomnieć, że pani doktor z pogotowia powiedziała, iż babcia - jak na swój wiek - to jest sprawna umysłowo. Jesteśmy dumne. Szkoda tylko, że nie dali naklejki "dzielny pacjent". Abo lepiej - magnesu na lodówkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz