To wydłubię mu wszystkie oczka
Lecz to nie ty
Szkoda, że to nie ty
I powyrywam mu wszystkie nóżki
Powykręcam wszystkie paluszki
Lecz to nie ty
Szkoda, że to nie ty
I przybiję go szpilką do ściany
Będą sobie flaczki fruwały
Lecz to nie ty
Szkoda, że to nie ty
I utopię go w szklance wody
Niech przynajmniej zażyje ochłody
Lecz to nie ty
Szkoda, że to nie ty.
Nie, nikt mi nie podpadł; nie zalazł za skórę; nie wprowadził w stan permanentnej chęci zrobienia krzywdy. Nie jest to również twórczość własna. Powyższy tekst jest tekstem piosenki poznanej wśród pielgrzymkowych tumanów piachu, w środku lasu albo podczas dreptania przez jakąś niemal zapadłą wioskę - dokładnie już nie pamiętam, w jakiej scenerii usłyszałam ją po raz pierwszy. Takie "kawałki" jak ten, nie są utworami reprezentacyjnymi. Teksty typu: "Jeeeeeeeeedzie Dżony x2, maaaaaaaacha lassem x2" unikają rozgłosu wśród spotkanej gawiedzi. Zwłaszcza (mało)miejskiej.
Skąd zatem ten pajączek? Tak mi się wczoraj ta piosenka przypomniała, gdy wieczorem miałam bliskie spotkanie z pajączkiem w łazience. Jak się tam znalazł - nie wiem. Przerażenia jednak mojego nie wzbudził. Choć w dzieciństwie zaczęłabym w takiej sytuacji drzeć się, skakać i demolować w panice otoczenie. Obecnie pajączków nie zabijam (nie z powodu zabobonu, że deszcz albo inne nieszczęście; po prostu nie uważam tego za konieczne), tylko przywracam środowisku naturalnemu, czyli wywalam na dwór. Jednak panujący teraz mróz skazałby pajączka na niechybną śmierć. Miałam zatem wyjście - uśmiercić pajączka albo przez zamrożenie jego organizmu albo utopienie go w klozecie. Wybrałam więc to drugie rozwiązanie, gdyż było bliżej i chyba śmierć przyszła szybciej.
P. S. Chyba zacznę rozwijać pisarstwo o niczym ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz