Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

poniedziałek, 3 lutego 2014

Bo bekanie jest zarezerwowane dla przyjaciół

Nie jestem łatwym człowiekiem. Wiedzą to doskonale ci, którzy mnie znają. Początek relacji wygląda w ten sposób, że albo ktoś kocha mnie od razu albo ma ochotę mnie zabić. Też najlepiej od razu. Zdumiewające jest to, że do drugiego etapu znajomości ze mną częściej dostają się ci, którzy chcieli mnie zabić. I w sumie nadal chcą, ale chyba z braku takiej możliwości zaczynają mnie przy okazji kochać. Ewentualnie, co bardziej prawdopodobne, chcą mnie zabić i czekają na dogodny moment, a póki co spotykają się ze mną dla wina, pysznych herbat i/lub masochistycznej chęci doświadczania na własnej skórze mojego indywidualizmu (czyt. ogólnego nieprzystosowania do czegokolwiek) oraz egoizmu (czyt. ogólnego nieprzystosowania do kogokolwiek).

Z J. na dniach "stuknie" nam 11 lat. To była przyjaźń od pierwszego wyjazdu. Pierwszego spaceru, podczas którego relacjonowałam opowiadanie Sienkiewicza, gdzie bohater zarąbał żonę toporkiem ;-). A potem to już śmignęło - wśród dojrzewania, brnięcia przez kolejne szczeble edukacji i mniejsze lub większe kryzysy relacji damsko-damskiej. I nie tylko to.  
H. i Olki nie dostałam w pakiecie z J. Pojawili się w odpowiednim dla nich czasie i nie wyobrażam sobie bez nich przyjaźni z J.

Monia należy do grupy tych, którzy najpierw chcą pozbawić mnie żywota mego. Nasza przyjaźń zrodziła się później. Rodziła się długo i w bólach. W sumie dziwię się, że Monia nie zrzuciła mnie nigdy z urwiska, gdy bywałyśmy w górach, ani nie utopiła mnie w morzu podczas naszej dzikiej wyprawy do Kołobrzegu. Nigdy nie podała mi też trucizny w jedzeniu lub kawie, herbacie, gorącej czekoladzie czy winie, a przecież takich okazji miała mnóstwo. Zresztą teraz też potrafię rozbudzić w niej mordercze odruchy. Ale się dziewczyna powstrzymuje. Siłą woli ;-).




Powyższe zdjęcie upamiętnia wyjątkowy wyjazd do Karpacza. Wyjątkowy pod wieloma względami. Padało przez 6/7 pobytu w górach. Wstawaliśmy codziennie na 7.00 rano na Mszę. Mieliśmy siebie dość do granic ludzkich możliwości, a Aniołowie nie raz musieli nadrabiać nasz brak odpowiedzialności.

Przyjaźń? To jest wkurzanie się na siebie, które wynika z troski. Jednocześnie to jest to również wspólne picie wina na luzie, bo kończy się głupawką i wspólnym bekaniem przy totalnie głupiej komedii. Przyjaźń ma w sobie dużo trudu i dużo radości. To jest wierność mimo tego pierwszego, żeby to drugie mogło dochodzić do głosu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz