Śniadanie:
Siedzimy przy stole w kuchni. Kot plącze się miedzy naszymi nogami. A ściślej - między parówką babci, a moją kanapką z pasztetem.
Babcia: Nie jestem głodna.
Ja [z gromiącym spojrzeniem]: Wczoraj mało jadłaś. Musisz zjeść.
Nie ma zatem innego wyjścia. W tym czasie dzielę moją kanapkę z kotem na sposób maminy, czyli kot dostaje kawałeczki chleba z pasztetem. Babcia po półmetku parówki także dzieli ją z Kiko (za moją zgodą - ilość podawana kotu jest kontrolowana). Jedną ręką podaje kotu kawałek parówki, a druga służy do samokarmienia. I na odwrót. W sensie - drugą karmi kota, a pierwszą siebie. Tak, wiem. Niehigieniczne to. Nieestetyczne. I można dostać paskudnej bakterii, z którą jednak da się żyć, o ile nie planuje się potomstwa. Babcia swoje w swoim czasie na świat wydała, a ja na razie nie planuję, więc mam kota i czasem raczę się surowym mięsem.
Obiad po raz pierwszy:
Zupa. Pieczarkowa.
Babcia: Nie będę tego jadła. Jest za słona.
Ja: Wczoraj ją jadłaś.
Babcia: Wczoraj nie była słona.
Ja: Wczoraj ją jadłaś.
Babcia: Wczoraj nie była słona.
Odsuwa miseczkę made in Taize na bezpieczną odległość. W tym czasie ja ze spokojem zjadam swoją porcję. Cisza. Po trzech minutach babcia sięga po miseczkę i zjada 2/3 porcji. Nieźle. Dojadam po niej resztę.
Obiad po raz drugi [w pewnym odstępie czasu]:
Kluski z sosem.
Babcia wstaje na siku, po czym...
Babcia: Mogę się czegoś napić?
Ja: Tak. A zjadłabyś coś?
Babcia: Nie. Tylko się napiję.
Pół minuty później.
Babcia: Nie ma nic do jedzenia?
Ja: Będziesz jadła?
Babcia: Tak. Bo jestem głodna. Taka głodna. [wrzucam jedzenie na tzw. ruszt]. O jaka ja jestem głodna. Głodna. Ja stąd idę [czyt. z kuchni].
W tym czasie pilnuję klusek, karmię kota (tym razem kocim żarciem) i udaremniam babci zamiar ucieczki, tłumacząc jednocześnie, że zaraz dostanie jeść.
Babcia: A co będzie do jedzenia?
Ja: Kluseczki.
Babcia: Kluseczki z miseczki mój miły panie...
Nie zjada całej porcji. Dojadam standardowo po niej. Ale wafelek po obiedzie się zmieścił.
Pewien obraz naszego obecnego życia daje Kot Simona. Tyle że życie Simona to wersja 1.0. U mnie to już jest wersja 2.0 - kot + babcia...
A zatem...
Pobudka [dzięki Łukaszu za podesłanie ;-)]...
W naszej wersji 2.0 Kiko perfidnie wykorzystuje babcię zamiast kija. Skutecznie.
Śniadanie [opisane wyżej]:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz