Prawo tego świat(k)a? Sukces, motywacja, kariera, szczeble, zwycięstwa. Wszystko mierzalne i przeliczalne. Wyniki z ciągiem zer. Im dłuższy ciąg, tym lepiej. Wszystko udane, chociaż przy okazji często udawane. Powierzchowne, ale pływanie po powierzchni nie grozi przynajmniej utonięciem.
Patrzę na swoje życie, a tam tylko słabość, kruchość, porażka, przegrana. Ciągłe rozjeżdżanie się na ścianie, schodzenie w dół, na dno. Czyli w głębię. Głębia to cisza, ciemność i samotność. Takie środowisko. Można przypuszczać, że idzie za tym pustka, bezowocność, nicość. Że się tam nic nie dzieje, bo przecież gdy ktoś z powierzchni spojrzy na wodę, to z im większym dnem ma do czynienia, tym trudniej mu cokolwiek zobaczyć. O jakimś życiu na tym dnie to już nawet nie warto wspominać. A jednak.
"Grupa naukowców odkryła, że na dnie Rowu Mariańskiego – najgłębszego punktu oceanu światowego – żyje mnóstwo aktywnych mikroorganizmów.Według danych badania opublikowanego w czasopiśmie Mature Geoscience, chodzi o prymitywne jednokomórkowe organizmy, które prowadzą bardziej aktywne życie, niż ich krewni mieszkający na mniejszych głębokościach. Znalezione mikroby żyją na obumarłych roślinach i organizmach, które znalazły się na dnie rowu oceanicznego.
Najgłębszy punkt Rowu Mariańskiego – Głębia Challengera – znajduje się na głębokości około 11000 m. Do jej dna dwukrotnie udawały się ekspedycje naukowe".
Co wpływa na rozwój życia na dnie? Osiadające tam resztki pożywienia i... trzęsienia ziemi. Brzmi znajomo. Mój brat mikrob? Chyba tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz