Ja: Nie wiem, pewnie sąsiadów.
[cisza]
Babcia: Poszłabym i ściągnęła. Ale nie wiem, czyje to jest. Powiedzieliby, że ukradłam. Jak bym wiedziała, to bym poszła i ściągnęła.
[3 minuty później]
Babcia: Czyje to pranie tam wisi?
Ja: Nie wiem, pewnie sąsiadów.
[cisza]
Babcia: Poszłabym i ściągnęła. Ale nie wiem, czyje to jest. Powiedzieliby, że ukradłam. Jak bym wiedziała, to bym poszła i ściągnęła. Ale nie pójdę. Bo nie wiem, czyje to jest.
[sytuacja się powtarza za każdym razem, gdy babcia podchodzi do okna, ale można zaobserwować nasilenie się zdeterminowania wraz z upływem czasu]
Babcia: Pójdę. Pójdę i ściągnę to pranie. Może nie ma nikogo w domu...
Ja: Babciu, jak ktoś będzie chciał, to sobie ściągnie pranie.
Babcia: Ale zwilgotnieje. Pójdę.
Ja: Nigdzie nie idziesz. To jest czyjeś.
Babcia: Ale szkoda, żeby zwilgotniało.
Ja: Babciu...
I tak do października mniej więcej :-).
A jak ja schodzę wieszać/ściągać pranie, to obowiązkowo macham babci, która obowiązkowo stoi wówczas w oknie. Taki rytuał mamy. I babcia przeżywa sporą radość, kiedy słoneczko świeci w to nasze pranie i wiaterek je przewiewa.
Jak miło tak sobie powiesić na dworze pranie. Ja do dyspozycji mam wyłącznie własną Łazienkę:-)).
OdpowiedzUsuńWspomnienie...
OdpowiedzUsuńCzytam sobie raz jeszcze i usmiecham sie do siebie... Dlaczego ten komentarz? Otoz moja J nie poprzestawala nigdy na "samodyskusji" - stwierdzenie przeistaczala natychmiast w czyn. A ze do ogrodu blizej niz z trzeciego pietra... Wielka Pardubicka to przy tym maly Miki :-)
Dobrze ze dni przesloneczne i gorace byly...
Haha. No rzeczywiście łatwiej, jak ktoś nie wprowadza słów w czyny :-)
Usuń