Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

poniedziałek, 19 maja 2014

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 42 - 1738

Impreza była udana ze wszech miar. Babcia z nadejściem gości obudzona została. Życzeniom i prezentom tudzież ich odpakowywaniu z szerokaśnym uśmiechem końca nie było. Bo w sumie babcia wzbogacona została o 1738 gramów wafelków. Potem babcia dojadła (jak wszyscy) gofrów z dodatkami wszelkiej maści, dopiła "mleczka"* (przepis w przypisie) i ostatecznie wyemigrowała do swojego łóżeczka, gdzie - jak nieczęsto się to zdarza - zasnęła w "trymiga" - jak mawiała Mama. My za to dorżnęłyśmy w karty. W sumie te karty to pierwszy raz się przytrafiły. Jakoś ostatnio "wypłynęły" w którejś rozmowie i jest szansa, że zagoszczą na dłużej. Musimy tylko uogólnić szczególiki w zasadach, bo - jak wiadomo - co kraj to obyczaj i chociaż zasady główne wspólne są, to jednak już w przypadku niuansów każdy z domu rodzinnego wyniósł tradycję taką, jaka została zakorzeniona przez międzypokoleniowe długie godziny karcianych rozgrywek.

Pamiętam ten szantaż iście emocjonalny - jak zrobisz lekcje, to zagramy. I ten mój pełen zazdrości wzrok, gdy pochylona nad zeszytem, musiałam odrabiać prace domowe, a obok mnie Mama z babcią grały w najlepsze w Remika, w Tysiąca... Motywacja była więc spora. Lekcje odrobione. I zostawałam dopuszczona do gry. W nieco młodszym wieku zaczęłam grać z nimi w Tysiąca, natomiast do Remika musiałam nieco podrosnąć. Oczywiście wcześniej przez szereg lat słuchałam, że jestem za mała. I zazdrość mi uszami kipiała, gdy sięgały po jasnobrązowe pudełko, w którym spoczywały dwie talie. Aż wreszcie stałam się wystarczająco "duża" i do Remika. A potem to już lata długich zimowych wieczorów przy naszym okrągłym stole. Żyrandol centralnie nad tym stołem oświecał skupione twarze. Jakieś paluszki do przygryzienia. Karty w łapkach. "Wzięłaś?", "Wychodzisz?" odbijają się echem wspomnień.

Teraz z babcią to chyba tylko w wojnę mogłabym zagrać. Ale przy większych rozgrywkach zawsze może być ze mną "w parze" ;-)



Szczęśliwa posiadaczka pewnego zapasu wafelków, który jednak już doznał pewnego uszczerbku.

* Mleczko, jak nazwała owy trunek babcia, to Soplica o fantastycznym orzechowym smaku + odrobina mleka. "Niebezpiecznie dobre" - stwierdziła Brudna. I ma rację.

1 komentarz: