Budzę się rano. Lekko zaspana idę do kuchni. Wchodzę na lodówkę. Coś mi się nie zgadza. Coś jest nie tak. Przyglądam się. Ktoś zrobił małe przemeblowanie na lodówce wśród magnesów i kartek. Robię porządek. Bo mam swój układ. Swoją ideę. Wizję. Ale nadal coś mi nie pasuje. Jakby czegoś brakowało. Ale chyba nie. Nic nie leży porzucone w pobliżu lodówki. To chyba tylko poranne przymulenie.
Kilka minut później zabieram się za robienie śniadania. Otwieram lodówkę. Obok jajek znajduję magnes. Wyciągam i przyczepiam na właściwe miejsce. Nie, nie będę każdego wieczoru zbierać magnesów z lodówki, żeby przypadkiem w jakimś momencie nie znikły.Tak samo jak nie będę chowała ścierek, żeby nie odnajdywać ich w babci łóżku. Chrzanić ścierki. Niech śpi nawet z tuzinem. Mam ich dożywotni zapas. Naprawdę. Dzięki pasji babci i Mamy w ich gromadzeniu jestem skazana na ścierkowe dożywocie. Tak samo jak w przypadku chusteczek (czyt. podobne do ściereczki - tyle że mniejsze).
Od wczoraj szukam opaski do włosów. W babcinym łóżku jej nie ma - dziś je rozbierałam. W lodówce też nie ma. W miejscach zwykłych brak. Czekam. Aż się na nią w którymś momencie natknę.
Dziś natomiast jest dzień wybrzydzania. Babcia chce jeść tylko kluseczki. Zupy zjadła kilka łyżek. Zjadam swoją porcję i dojadam po niej. Sytuację ratują pierogi. Zjada dwa i pół. Dojadam po niej. Po godzinie znów jest głodna. Szykuję kanapkę. Zjada ćwiartkę i woła o kluski (kurna, pierogów już nie mam). Chleba nie dojadam po niej, a sytuację ratują świderki, sos z papierka i mielone (bo jest głooooooodna, więc musi być szybko. Bardzo szybko). Trochę zjadła. Dojadam po niej tylko mięso.
W lodówce spośród magnesów znalazła się ryba. W sumie miejsce ryby jest w lodówce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz