Nie wiem, o czym wtedy myślałeś. O niebieskich (niebiańskich?) migdałach może. Nie wiem, spod którego drzewa wziąłeś garść ziemi w rajskim ogrodzie. Możliwe, że w pobliżu rosły słoneczniki, bo niby skąd wzięłoby się we mnie to nimi zauroczenie. Nie wiem, czy wziąłeś głęboki oddech, zanim tchnąłeś go we mnie. Tchnienie życia. Zupełnie niebieskie. Zupełnie zielone. Nieogarnięte zupełnie. Roztargnione. Czy dobrze wiedziałeś, co robisz? Czy wiedziałeś, że dwadzieściaparę lat później trudno mi będzie dostosować się do panującej koniunktury? Słupków. Statystyk. Roboczogodzin. Wymiernych zysków.
Jestem kompletnie pozbawiona umiejętności "robienia pieniędzy", "robienia interesów", bycia "biznesłumen". Nie potrafię tego, co umiem, zamienić w złoto. Albo przynajmniej w bilon. Choć wielu mówi - możesz robić to albo tamto i z tego miałabyś tyle i tyle. Słucham. Uważnie nawet. Zapalam się nawet. Myślę: może faktycznie. Coś w tym jest. Może tak. Ale jednak nie. Nie czuję tego. Nie umiem tak. Nie umiem się sprzedać. Stoję na obrzeżach rynku trzymając w ręce maleńką tabliczkę z wyblakłym napisem: ja. Taki PR. Filozoficzny do cna.
Chyba powinno być mi przykro z tego powodu. Ale nie jest. I zastanawiam się, czy powinnam się już tym martwić, czy jeszcze nie. Póki co, patrzę w słońce.
Jakże wielu z nas nie potrafi...
OdpowiedzUsuń