Zazwyczaj wygląda to tak:
Ktokolwiek: Jak się czuje babcia?
Ja (z przyklejonym uśmiechem nr 5): Dobrze.
Ktokolwiek: To ją pozdrów ode mnie.
Ja (uśmiech nie opuszcza twarzy): Dobrze. Dziękuję.
Czasem strzeli mi do głowy głupota, żeby zaprosić kogoś takiego na kawę. Odpowiedzi zamykają się raczej w dość wąskim i przewidywalnym zestawie:
1. Tak, muszę was KIEDYŚ odwiedzić.
2. Nie mam czasu.
W wersji trzeciej następuje pożegnanie bez odpowiedzi na pytanie i błyskawiczna ucieczka z miejsca zdarzenia.
Ostatnio jednak trafił się tekst, który nawet mnie powalił, wbijając w fotel autobusu. Po zaproszeniu na kawę usłyszałam - Mam działkę.
No genialnie! W związku z faktem, iż powiedziała to osoba, którą babcia zna z pielgrzymki (Kościół, wspólna modlitwa itepe), to tym bardziej jest to urzekające. Inne znajome babci (też ze wspólnego pielgrzymowania) stwierdziły, że nie są babci koleżankami. Rozumiem, w jakim kontekście użyły tego sformułowania, ale w sensie ścisłym babcia koleżanek nie ma, bo nie żyją. Te żyjące okazują się niekoleżeńskie. W ten sposób nikt "nie łapie" się na legalne odwiedziny.
A co do tych nieżyjących. W sumie myślę, że babcia mogłaby w tym momencie liczyć na spotkania ze Stasią i Zosią. Gdyby chodziły po doczesnym świecie. Ale od iluś lat (Boże, ile?) znajdują się po lepszej stronie życia. Wcześniej spotykały się regularnie - w domach albo na Plantach. Nie znały się z kościoła, z pielgrzymek czy jakiejś innej sfery sakralnej (chociaż...). Ze Stasią babcia chyba pierwszy i ostatni raz w kościele była na jej pogrzebie. Znały się z chyba ze szkoły czy z pracy... I były koleżankami "od kieliszka" (że się tak wyrażę). Nie chlały, ale spotkanka ubogacane były i słodkościami i jakimiś trunkami w kulturalnych ilościach. I sądzę, że mogły na sobie polegać.
Wniosek nasuwa się sam, choć jest trochę smutny. Na szczęście tylko trochę smutny, bo jeśli weźmie się go do serca, może w życiu zaprocentować.
Żeby nie być gołosłowną i dać dobry przykład - z tymi, z którymi się modlę, z tymi też i piję (wyłączając kilkadziesiąt dni w roku, w których oddaję się abstynencji). I mam nadzieję, że jak będę stara i głupia, to nadal będę miała z kim się modlić i z kim pić.
Do tej pory nie było mi "po drodze" z blogiem, choć pisanie jest moją pasją, czemu towarzyszy niepoprawne przeświadczenie o własnym geniuszu w tej materii. Jednocześnie lubię ludzi (przynajmniej kilku). Mieszkam prawie w bibliotece, a jak wiadomo "prawie " robi szaloną różnicę. I kompletnie nie planuję, co będzie się tutaj działo, bo najlepszy plan to brak planu :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz