Jest świetna. Doprawdy. Choć żadnej szkoły aktorskiej nie kończyła. Talentu swojego jednak nie rozrzuca na prawo i lewo. Aktorski kunszt przeznaczony jest jedynie dla tych, na których może zrobić porażające wrażenie. Zakłopotać, nabrać. Zgodnie z ewangelicznym przesłaniem, że nie rzuca się pereł przed wieprze, najbliżsi jako odbiorcy są pomijani w tej grze. Ale są jednocześnie niezwykle potrzebni. Jako środek do celu. Przedmiot gry. Ofiara, którą stroi się w kostium prześladowcy, kata, nieczułego opiekuna rodem z jakiegoś thrillera. Niestety z powodu zbyt rzadkich okazji do takich scenek, przykładów nie mam wiele. Z jakichś niewytłumaczalnych bowiem powodów i kierowana dziwnym zmysłem babcia na odbiorców swego przedstawienia wybiera osoby nieco starsze lub na takowe wyglądające. Młodzież do lat 30. (czy to według metryki czy zgodnie z wyglądem) nie jest brana pod uwagę. Jakby babcia podskórnie czuła, że naiwność człowieka jest wprost proporcjonalna do wieku i wraz z nim rośnie.
Sytuacja I:
Sobotnie przedpołudnie początku miesiąca. Zwyczajowo czekamy na Pana Jezusa, który ma przytruchtać na osoiołku-księdzu (kiedyś w takich okolicznościach nazywałam księdza środkiem transportu, osioł jest tworem jednego z księży i się przyjął). Przytruchtał. Z racji wakacji nastąpiło zastępstwo i zamiast dzieciaka przybył jego starszy kolega po fachu. I się zaczyna szopka. Wpuszczam księdza do pokoju, za nim wpuszczam babcię, która nagle z samodzielnie chodzącej po mieszkaniu istoty staje się super_hiper_niedołężną tkanką.
Ja: Idź.
Babcia (zbolałym, słabym głosem z wyrzutem w tle): Pomóż mi. Przecież wiesz, że dobrze nie widzę.
Ręka zawisa w powietrzu i trzęsącym się ruchem szuka mojego ramienia. Doprowadzam ją do wersalki, sugerując, żeby nie odgrywała cyrków przed księdzem, czy coś w tym stylu. Siada ciężko oczywiście, nadal trzymając się swojej wersji (wzrok jest kiepski, to się zgadza, ale nie na tyle, żeby wersalki nie widziała). Odpuszczam temat. Jest potwornie ciepło, a osiołek musi biec dalej.
Sytuacja II (występująca nie raz):
Niekiedy z babcią zostają inne niż opiekunka osoby. I czasem jest tak, że "wlatuję" na chwilę do mieszkania, żeby o umówionej godzinie taką doraźną opiekunkę zwolnić i razem z nią wychodzę, bo mam coś jeszcze do załatwienia. Babcia w obecności takiej pani, zwiedziawszy się, że będzie pozostawiona sama, wpada nagle w histerię i płaczliwym głosem woła: "Ja nie chcę być sama, ja nie chcę być sama, ja nie chcę być saaaamaaaaaa...". Konsternacja na twarzy kobiety murowana. Jedynym sposobem jest szybkie i sprawne wyprowadzenie danej osoby z mieszkania.
Podziwiam jej geniusz. Naprawdę.
Do tej pory nie było mi "po drodze" z blogiem, choć pisanie jest moją pasją, czemu towarzyszy niepoprawne przeświadczenie o własnym geniuszu w tej materii. Jednocześnie lubię ludzi (przynajmniej kilku). Mieszkam prawie w bibliotece, a jak wiadomo "prawie " robi szaloną różnicę. I kompletnie nie planuję, co będzie się tutaj działo, bo najlepszy plan to brak planu :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz