Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

piątek, 1 listopada 2013

Zwyczajni niezwyczajni

Zaczęło się 7 marca 1986 r. Zawsze, kiedy później w kalendarzu czytałam imiona wpisane pod tą datą, miałam niezły ubaw. Perpetua i Felicyta. Co za imiona. I w tę datę moje urodziny się wpisały. No szał. Całkiem niedawno jednak z ust ks. bpa Grzegorza Rysia (Pan Bóg posługuje się nim jak zwrotnicą w moim życiu) usłyszałam, kim były kobiety o tych zabawnych imionach. Gdybym stała, to szczena by mi opadła. Ale leżałam na podłodze. Perpetua i Felicyta - pani i jej niewolnica. Młode mężatki. Gdy zostały uwięzione i przeznaczone na pożarcie przez dzikie zwierzęta, pierwsza miała malutkiego synka, a druga była w ciąży. Felicyta bardzo chciała zginąć ze wspólnotą, ale termin porodu przypadał po dacie wypuszczenia chrześcijan na arenę, więc by ją oszczędzono. Modliła się więc o wcześniejszy poród. A wraz z nią modliła się o to cała wspólnota. I rzeczywiście przed terminem urodziła córeczkę. Obie mamy zginęły razem. W sumie po ludzku - głupie baby. Osierociły maleńkie dzieci. Pozbawiły je matczynej troski, opieki, ciepła. A wystarczyło wyrzec się Chrystusa i pozamiatane. Świętości nie mierzy się jednak rachunkiem zysków i strat według ludzkiej logiki. Bo po stronie zysków jest tylko jedna pozycja - życie wieczne.


9 marca. Imieniny. I od jakiegoś tam momentu życia przeświadczenie, że to taki świecki przydział i żadna święta Katarzyna nie jest do niego przypisana. Trzeba było coś z tym zrobić. Np. adoptować sobie patronkę. Padło na Sieneńską. Bo zadziora taka. Ścigała listami duchownych, dygnitarzy i papieży. I wywalała im prawdę w oczy. Chociaż była analfabetką. No jak żadna inna mi podpasowała.


I żyłyśmy sobie we dwie. Ale przyszły studia. Praktyki w szkole. Lekcja o imionach w klasie czwartej. Przekopanie kilku różnych zbiorów żywotów świętych. I szok - mam patronkę "z dnia". Rozbieżność informacji na temat św. Katarzyny Bolońskiej jest imponująca. W sumie to już nie wiem, co i na jakim etapie jej życia się działo. Wspólnym mianownikiem jest fakt, iż przez ileś lat prowadziła życie dworskie. W pewnym momencie miała to jednak gdzieś i wybrała Chrystusa. Tak po prostu. Obie święte nie są męczennicami, czyli umarły, nikt ich nie ukamienował, nie wydał na łup dziczyzny czy inne takie. Ale inteligencji im nie brakowało. Oczywiście nie to jest powodem ich świętości. Raczej piękne życie zakorzenione w Bogu.

Mam ponadto spory sentyment do św. Franciszka z Asyżu, pewną sympatię do św. Dominika i skomplikowaną relację z Kosmą i Damianem. Lubię niezmiernie św. Nikodema - tego, co po nocy łaził do Jezusa na pogaduchy i kompletnie nie rozumiał, o czym ten Człowiek do niego rozmawia. Przepiękna rozmowa zarejestrowana przez Ewangelię. Jest jeszcze sinusoidalne zagadywanie do Maryjki i Józka.

Święci. Błogosławieni. Szczęśliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz