Postanowiłam się poświęcić. Z ciekawości. Wstałam więc wczoraj bladym świtem. Czyli o 6. Budzik nawalał Luxtorpedą wprawdzie od 5.30, ale z miłości do muzyki odczekałam te pół godziny. W miarę sprawnie się ogarnęłam i o 6.37 byłam w przychodni rejestrować babcię do lekarza. Rejestracja jest od 7.00, więc liczyłam na w miarę przyzwoite miejsce w kolejce. Pierwsze? Może drugie? Gdzież tam! Byłam. Znaczy babcia była. Siódma. I pierwszy raz w życiu żałowałam słuchania Luxtorpedy (przepraszam chłopaki, więcej grzechów nie pamiętam, ale postanawiam poprawę). Nie tracę jednak optymizmu. Dobrze będzie. Tak myślę. Lekarz jest od 8.00. Dam radę. Robię zakupy. Śniadanie i kawa w domu od nie-pamiętam-kiedy-w-tygodniu na siedząco, a nie biegająco. I o 8.30 jestem w przychodni. Tak, tak - ja, nie babcia. Bo to taki myk. No i grzeję krzesło. Usycham. Idzie potwornie wolno. Żalę się esemesowo J. I dalej umieram. Się poświęcam. A wszystko z ciekawości. Aż wreszcie czas mój nadszedł. Wchodzę. Bez problemów dostaję skierowanie dla babci na podstawowe badania. Choć czuje się rewelacyjnie. Ale już dłuższy czas nie miała robionych. I jestem ciekawa wyników. Na szczęście, by zaspokoić swoją ciekawość, nie muszę nigdzie babci ciągnąć - przydrepczą do domu. A babcia dostanie nagrodę za dzielność. Już jej obiecałam.
Z przychodni wydostaję się o 9.42. Pfff...
Z przychodni wydostaję się o 9.42. Pfff...
Bez książki chyba tam nie poszłaś??
OdpowiedzUsuńNo to był właśnie ten błąd... Byłam bez książki :(
OdpowiedzUsuń