Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

środa, 4 grudnia 2013

Wybory

Kiedy się decyduje na nieemigrowanie z domu, wydaje się, że jest to wybór tego, co stałe, stabilne, pewne. Co będzie trwało. I to trwanie będzie raczej niezmienialne. Wybrałam studiowanie w mieście, w którym mieszkałam, więc nie prysnęłam z rodzinnego gniazdka. To był mój wybór. Nie zawsze wyniki tego wyboru były lekkostrawne, ale wszystkie najcięższego kalibru genialnie skrutowały moje serce. Choć potrafiłam równie genialnie buntować się przeciw rzeczywistości i przeciwko Temu, który niekiedy (w moim przekonaniu) trochę nieudolnie nad tą rzeczywistością czuwał. Jego czuwanie było jednak większe od moich fochów. Na szczęście.

Bo dostałam więcej niż po ludzku traciłam. I nadal tak jest. Może nie obijam się po ukochanym Krakowie, nie skaczę na koncertach Luxów (choć bym poskakała - i tak by nikt nie zauważył, że skaczę), nie jeżdżę z konfy na konfę, nie robię upragnionego doktoratu z filozofii (i jakoś tak się dzieje, że przestaje być taki niesamowicie upragniony...). Za to uczę się, co jest w życiu ważne. A co jest trzeciorzędem. Albo czwartorzędem.

"Choćbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". Idę więc. Bo moje życie przypomina Adwent. Czas oczekiwania. Czas pytania. I choć chciałabym wiedzieć wszystko już teraz, to wiem jedno - przyjdzie czas. I mam nadzieję, że starczy mi wtedy zaufania i wiary Bogu, by rzucić się w przepaść.

"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia".

Pamiętny wypad do Kołobrzegu. Pierwszy raz moczyłam nogi w morzu. Pierwszy wyjazd "na dziko". Prawie się z Monią pozagryzałyśmy wtedy. Ale warto było jechać. Przynajmniej foty fajne nam powychodziły ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz