W opisówce widnieje informacja, że mieszkam prawie w bibliotece. I jest to najprawdziwsza prawda. Otaczają mnie książki. Wręcz otulają. Na dodatek można się na nie wszędzie natknąć (poza łazienką, jeszcze), a nawet potknąć. Na parapecie w pokoju leży jakiś Tetmajer obok Williama Whartona, Martyny Wojciechowskiej i Szymona Hołowni do spółki z najnowszą adhortacją Franciszka i kilkoma numerami "Gościa Niedzielnego", parapet w kuchni należy do biografii Popiełuszki i starych "Opiekunów", a podłoga w innym pokoju zajęta jest przez jakieś powieści pożyczone od M. (tej od dżemu). Większość jednak upchnięta jest na uginającym się regale, na którym przestaje isntieć wolna od książek przestrzeń. Aha, od czasu do czasu z kąta w kąt i z miejsca na miejsce (zależnie od okoliczności i stanu ducha) wędruje sobie taki jeden Fausti.
Leży więc sobie to wszystko na parapetach, stole, podłodze. A babcia między tym wszystkim przechodzi. Tu czegoś dotknie, tam coś otworzy, coś przeczyta. Wśród tych stosów papieru leżą też np. stare programy telewizyjne dodawane do "Gościa" (normalnie bym nie kupowała, bo nie mamy tv) i stare katalogi Oriflejmu. No i tu się zaczyna babci relacja z celebrytami. Bo na okładce Oriflejmu widnieje Anna Mucha i jest napisane, że to Anna Mucha.
Babcia: Taka ładna dziewczyna, a tak brzydko się nazywa. Mucha. Ale jak wyjdzie za mąż to zmieni nazwisko...
Podobnie jest z Tomaszem Kotem na pierwszej stronie programu telewizyjnego. Reakcja jest jednak w drugą stronę.
Babcia: Tomasz Kot. To żona Kotka. Ładnie. A dzieci Kocięta. Bardzo ładnie. Może być.
Jak ktoś ma coś z celebrytą (lub kimkolwiek innym) o jakimś znamiennym nazwisku, to chcemy. Podrzuci się na stół albo parapet. Dla urozmaicenia. Bo ciągle tylko Mucha i Kot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz