Tu. I teraz. Mniej "później". Jeszcze mniej "kiedyś" wyrwane z dalekiej przeszłości. W ogóle "wczoraj" albo "dzisiaj rano" czy "godzinę temu".
Budzę babcię na obiad. Zjada niewiele, bo nie jest głodna. Oczywiście ma małe pretensje (pretensje małe to takie na niby, takie niepoważne, trochę z przekory i dla zasady), że budzę ją o świcie . Czyli o 14.20. Już nie pamięta, co jadła na śniadanie. W ogóle nie pamięta, że śniadanie jadła. Potrafi iść do łazienki i w ciągu tych 2-3 minut zapomnieć, że jestem w domu. Nie pamięta, kto nas odwiedza i że w ogóle ktoś. Jest tu i teraz. "Chwilę temu" rozwiewa się jak drobny pył. Chwila miniona po prostu nie istnieje. Ginie w czarnej dziurze. Nie ma więc miejsca na taką ludzką wdzięczność za dobro sprzed chwili. Jest uśmiech i wdzięczność za tu i teraz. Nie ma też pamiętliwych fochów, cichych dni, obrażania się na dłużej niż kilka minut. Złość, foch i pretensja są tu i teraz. Za chwilę przeminą. Panta rhei. Dosłownie. Bez przenośni. I bez znieczulenia. Każdego dnia. Każdej godziny, minuty, sekundy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz