Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 18 września 2014

"My tu cały dzień siedzieliśmy"

Gdyby nastąpiła katastrofa. Dramat. Koniec świata. Czyli wojna. W którą zostalibyśmy wprzęgnięci. W jakiś sposób. To wiem. Może nie wszyscy. Ale wielu. Wielu kibiców - jakiejkolwiek piłki - poszłoby napieprzać wroga. To jest moje osobiste zdanie. Nikt nie musi się z nim zgadzać. Ale myślę, że wzięliby granaty i co tam by im dali w łapy i robiliby rozpierduchę. Właśnie oni. Proste chłopaki, którzy dzisiaj darli się "toporem i młotem czerwoną chołotę", "Polacy, jazda z kurwami, jesteśmy z wami", "Spierdolnikow", "wypierdalać" albo na koniec "daswidania" i "jebać Putina". Robi się mało elegancko.Wiem. Nawet tak grubiańsko się zrobiło. Ale jest to prawdziwsze niż rozprawianie się Rosji z Ukrainą w białych rękawiczkach. Kawałek po kawałku. Ktoś do knajpy, w której kibicowaliśmy między innymi z racji zakodowanych meczy, przytachał jabłka. Atmosfera była jednoznaczna. Wspaniała. Fantastyczna. Zero tolerancji dla wroga. A do tego wiele zabawnych akcentów.

Na kanapie - z racji ich późnego, aczkolwiek nie aż tak późnego przyjścia - siadło przed nami dwóch chłopaków. Taka mocno starsza młodzież ;-). Mocno też podpita. Nikomu krzywdy nie robiąca, z ogromnym zapałem (na ile siły im pozwalały) kibicująca. Około piątego seta chłopakom udało się zainstalować na zewnątrz (jeden przyjaźnił się z drzwiami, drugi z ławką), by wtłoczyć w płuca dymka. W tym czasie miejsce zajął im jakiś młodzian. Po powrocie starsi koledzy stanęli w zadziwieniu nad nim. Jeden siadł, ale dla drugiego miejsca brakło, zaczął więc grzecznie tłumaczyć intruzowi, iż ma sobie iść. Elaborat swój chwilę wykładał, ostatecznie popierając go argumentem "my tu cały dzień siedzieliśmy". Wobec takiej siły argumentu młodzian był bezradny. Opuścił więc pierwszorzędną lożę, ściskając się na środku ekranu ze swoim dyskutantem.

Do tego "sto lat" odśpiewane właścicielce lokalu z okazji jej urodzin i postawienie przez nią wszystkim kielonkowej kolejki (chyba wyglądaliśmy strasznie porządnie, bo do nas nie dotarły owe kielonki). Jak "u cioci na imieninach".

Na kolejne mecze (albo chociaż jeden mecz) też chyba się wybierzemy. Ze względu na rodzinną atmosferę. Polską. Do gruntu.

1 komentarz: