Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

sobota, 19 listopada 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 95 - Gdy nie ma w domu... mnie

Babcia prawie wysłała na tamten świat siebie i opiekunki. Siebie, bo potwornie zakrztusiła się herbatą i opiekunki, bo... potwornie zakrztusiła się herbatą. Ale od początku.

Pojechałam na dwa dni do kulturalnej stolicy Polski w celu gruntownego odchamienia się. Odchamienie przebiegło nadzwyczaj pomyślnie wraz z towarzyszącymi mu skutkami ubocznymi - poznaniem fantastycznych ludzi i zyskaniem kolejnych zagorzałych fanów naszego frontu. Oczywiście każde nowe hołubienie jest witane przez nas (no dobrze, przeze mnie; babci wystarcza do szczęścia nutella) z wielką radością i fanfarami. Kiedy ja przeradośnie spędzałam czas, babcię ogarniał system opieki wszelkiej, m.in. dziewczyny z wolontariatu w środowy wieczór. No i w ten środowy wieczór babcia się im potężnie zakrztusiła. Dziewczyny jednak były dzielne i wykazały się zimną krwią. Babcię odratowały, nie mdlejąc przy tym, tudzież nie dostając ataku serca. Dzięki temu moja kuzynka nie znalazła w mieszkaniu zwłok sztuk trzy, ale jedynie zadowoloną z życia babcię. Dla odmiany babcia poprzedniej nocy uraczyła moją kuzynkę zasikaniem wszystkiego w łóżku włącznie z poduszką. Uczyniła to pozbywszy się w niewiadomych okolicznościach pieluchomajtek, których do dziś nie odnaleziono. I pomyśleć, że mieszkanie nie jest aż takie duże. Poduszka się suszy, a babcia biega w moim szlafroku.

W nagrodę za dobre sprawowanie podczas mojej nieobecności babcia dostała ciepłe skarpety w reniferki. Oczywiście chciałabym napisać, że do Krakowa jechałam z myślą o kupnie babci prezentu, a następnie biegałam jak szalona po całym mieście w poszukiwaniu tego najlepszego i najbardziej trafnego. Cóż. Niekoniecznie. Jechałam po prostu autobusem na bilecie czasowym (kupiłam tańszy, bo nie miałam więcej drobniaków), skrupulatnie odliczając upływające minuty i mijane przystanki, licząc na to, że dojadę jak najbliżej centrum. O Placu Wszystkich Świętych mogłam zapomnieć, ale okolice były w zasięgu. Minuty mijały. Powoli stawałam przed wyborem - wysiąść na Miodowej czy ryzykować i po czasie jechać jeszcze do św. Wawrzyńca. Stwierdziłam jednak, że nie chcę mieć żadnej rysy na mojej miłości do Krakowa. A już rysa w postaci mandatu w ogóle nie napawała mnie entuzjazmem. Wysiadłam więc na Miodowej. Wysiadłam wprost na ciepłe skarpety, którymi w bramie handlował miły pan. Zatem jak już znalazłam się z nosem w tych skarpetach, to stwierdziłam, że może kupię babci gifa. No i teraz w nich zaiwania. Są biało-fioletowe, więc póki co pasują do mojego fioletowego szlafroka.



Zdjęcie ze skarpetami nieco niewyraźne, ale zapewniam, że babci się podobają :-)

2 komentarze:

  1. Właśnie zastanawiam się nad tym, jak wysuszyć taką poduszkę. Niestety, mam podobny problem z moją mamą.
    Jakie gęste włosy ma Twoja babcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poduszka została położona na suszarce do prania w pobliżu grzejnika. Może spróbuj podsuszyć suszarką do włosów? Na szczęście mamy dwie poduszki i zasikana może sobie schnąć powoli.

      A jakie miękkie i lśniące ma te włosy, jak czasem pozwoli je sobie umyć!

      Usuń