Wczoraj. P. zrobiła muffiny, którymi pochwaliła się całemu światu. Za karę została ściągnięta wraz z muffinami w nasze pielesze. W związku z tym miała kawałek do przejechania. Nieduży, ale i niemały. Przybiegła też Brudna. Była głupawka. Dość głośna. Babcia w swoim łóżku:
- Cicho wariaty!
Jakoś nie do końca dosłyszałam, o co jej chodziło, ale krzyk do nas doleciał. Idę do niej.
Ja: Co się stało?
Babcia: Co to za wariaty tak krzyczą?
Żem zamknęła babcine drzwi i impreza mogła trwać dalej.
Dziś, gdy zakładałam jej skarpety, zaprotestowała z błyskiem w oku, że jej nóg mam nie nazywać girami, bo ona ma girki.
A po śniadaniu dyskutowałyśmy sobie w kuchni o ewentualnej kąpieli. Wprawdzie w danym momencie do niej nie doszło, ale dyskusja była w pełni światła i na poziomie iście harwardzkim, więc jesteśmy na intelektualnej i komunikacyjnej fali <3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz