Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

środa, 26 października 2016

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 94 - Odlot.

Odlot. Trwał kilka dni. Zaczęło się od spania. Spania na potęgę. Nawet jak na nią. A pewnego dnia obudziła się głucha, ślepa i totalnie wycofana. Kontakt łapała na chwilę po zdecydowanym rozdarciu przeze mnie zasłony z Alzheimera, okrywającej szczelnie mózg. Mózg wyłączył się na jakieś trzy dni. Mało jadła. Ledwo chodziła, jakby zapomniała, co robi się z nogami. Nie widziała. Nie słyszała. Nie kontrolowała fizjologii. A do tego wszystko było na "nie" w stylu "zostaw mnie". Jej totalny brak cierpliwości wymagał ode mnie totalnych jej pokładów. Mont Everest. Szczególnie, że dopadało mnie przeziębienie. Ściana. Krawędź.
Punkt kulminacyjny nastąpił w poniedziałek. Pól dnia chodziła w zafajdanych pieluchomajtkach, bo nie chciała iść do łazienki. Cóż. Zważywszy, że byłam bez kompa, wyżaliłam się przyjaciołom w smsach. Późnym popołudniem babcia pozwoliła zaprowadzić się do łazienki. Nie, przebranie jej było niewystarczające. Konieczny był prysznic. Nie było łatwo. Dała się rozebrać i na tym koniec. Ale nie mogłam dać za wygraną. Nie w tym stanie. Wreszcie dała się przekonać i wlazła pod prysznic. I od tego momentu zaczęło iść z górki. Mózg podjął pracę. Komunikacja powoli ruszyła. Zwoje zaiskrzyły. Jeszcze trochę kiepsko słyszy, ale chwilowa (na szczęście) niedyspozycja minęła.

Alzheimer.

Przyczajony tygrys.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz