Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

środa, 24 lipca 2013

B.

Znamy się od bardzo dawna. Właściwie pojawił się w moim życiu zanim dobrze nauczyłam się chodzić, mówić i zdawać sobie sprawę z tego, że jest. Zaczęła się jednak nawiązywać relacja, która stawała się coraz bardziej zażyła, chociaż Mama darzyła go antypatią. Używała wręcz różnego rodzaju szantaży wobec mnie (straszyła wyrzucaniem zabawek i patyczków od lizaków), by zakończyć tę znajomość. Przyjaźń jednak kwitła. Widywaliśmy się praktycznie codziennie, B. stał się domownikiem.
Jakiś czas temu jego obecność zaczęła mi jednak coraz bardziej przeszkadzać. Na początku próbowałam dać mu do zrozumienia, że przestał być mile widziany. Byłam jeszcze mało stanowcza i dość wyrozumiała. Ale on nie zamierzał podporządkować się moim prośbom, staraniom, zabiegom. Rozgościł się w mieszkaniu, jakby było jego własnością. Sądziłam, że gdy się przeprowadzę, to odpuści. Ale ten gnój polazł oczywiście za mną. Wyrzucam go drzwiami, to wraca oknem. Wyłazi (a nawet wypada) z szafy, wynurza się z kątów, wyrasta spod podłogi i przesłania mi widok. Mam go dosyć. Jest okropny. Ale czasem mam wrażenie, że mnie doszczętnie zmanipulował.
B. Bałagan. Straszny typ.

1 komentarz: