Front babciny, czyli gerontologia w praktyce

czwartek, 20 lipca 2017

Front babciny czyli gerontologia w praktyce. Odc. 114 - Walka o kalorie.

Byłam na wakacjach. Całe dziewięć dni. Oczywiście nie usprawiedliwia to blogowego milczenia, gdyż ostatni post wrzuciłam na początku czerwca, a z samych wakacji wróciłam już jakiś czas temu. Gdyby ktoś pytał, czy odpoczęłam, to tak - nawet niektórzy mówili, że wyglądam na wypoczętą. Przez dziewięć dni nie musiałam gotować ani zmywać. Wszystko podane pod nos i posprzątane ze mnie. Cudownie. Gdyby ktoś pytał, czy odpoczęłam od babci, oczywiście, że nie. Chyba na miesiąc musiałabym wyjechać. Ale było minęło. Babcia jakoś przeżyła moją nieobecność. 

Od dawna już zaczęła tracić na masie, czyli strasznie chudnąć, skóra wisieć na niej coraz bardziej zaczęła, szczególnie tam, gdzie do niedawna było jeszcze trochę tłuszczu, mięśni czy czego tam miała. Punktem krytycznym była zeszłotygodniowa środa, kiedy odmówiła wszelkiego spożywania pokarmów przez cały dzień, a nutridrinka zmieszanego z wodą wypiła zawrotną ilość 150 ml (przez całą dobę). Bo póki co wróciłyśmy do nutridrinków. Jeden dziennie. Do tego na dobry początek dnia kalorie w proszku. Rozrabiam tego 50 gramów z wodą, co daje na start prawie 200 kalorii, mieszam z kubusiem, czyli mam kolejne 50 kalorii. I tak kurna czytam te zawartości na opakowaniach i liczę te kalorie. Byle więcej. Praktycznie na wszystkim to zamieszczają, więc się zapoznaję. Z Ukrainy przywiozłam ichnią chałwę. To jest dopiero cudo. Sam tłuszcz i cukier. Nasi najlepsi przyjaciele (trzeci to sól). Że Ukraińska, to nie podają zawartości kalorii. Ale od czego są internety. Chałwa w 100 gramach zawiera prawie 470 kalorii. A do tego babcia ją uwielbia, więc nie ma problemu z przyswajaniem. Sama paszczę otwiera na dźwięk tegoż słowa. Bo nawet zaczęła znowu słyszeć, jak tak walecznie wpycham w nią te kalorie w towarzystwie cukrów, tłuszczy i soli.

Innym przebojem jest galaretka wieprzowa (czyli zimne nóżki, normalnie rzecz nazywając). Żelatyna i sól. Też super. I też chętnie wciąga. Kolejny smak dawnych czasów.

Przytachałam do tego dziś kaszki mleczno-ryżowe powyżej szóstego miesiąca. Miałyśmy kiedyś taki epizod w życiu, miałam wtedy z naście lat, i na potęgę je pożerałyśmy. Może babci będą dobrze się kojarzyć. Gdy byłam przy kasie, pani w Rossmannie zaproponowała mi kartę. Nawet się zainteresowałam. Ale obejmuje tylko dzieci do trzeciego roku życia. Szkoda...

U nas więc newerending story - raz dobrze, a raz nie.

4 komentarze:

  1. Ja też z moją mamą toczę walkę o kalorie. Żeby było mniej. Niestety, ostatnimi czasy mocno nam przytyła. Każdy ma swój własny krzyż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to też trudne. Ani w jedną, ani w drugą stronę nie jest łatwo, jeśli nie ma współpracy... Nie wiem, na jak długo starczy mi samozaparcia, a babci chęci do jedzenia... Ale walka trwa :-)

      Usuń
  2. Gdyby chałwa była problemem, to polecam Ci domowy krem chałwowy - do przysmarowania chlebka, wymieszania z kaszą, ryżem, kluskami, naleśnikami czy po prostu do zjedzenia łyżką.
    Do zrobienia potrzeba dwóch rzeczy. Tahini i miodu. Mieszasz jedno z drugim (ja dozuję je w podobnych ilościach, ale to rzecz gustu) i już. Gotowe :) U nas znika szybciej, niż się robiło :)
    Tahini znajdziesz w supermarketach. Trochę kosztuje, ale jest bardzo wydaje. Oraz bardzo tłuste i kaloryczne.
    A jeśli masz młynek ręczny do kawy lub dobry blender, możesz po prostu kupić ziarna sezamu, zmielić je na papkę i wymieszać z kakao. I chałwa gotowa :)

    Ściskamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo... Młynka do kawy nie mam, ale już od dawna "chodzi za mną" jego zakup, więc będzie dodatkowa motywacja :). Dzięki za chałwową podpowiedź, myślę, że przetestujemy pomysł. Pozdrawiamy!

      Usuń