Tego posta napisałam 2 lipca, miałam coś jeszcze dopisać, nawymyślać i dopiero wrzucić. Ale nie zdążyłam, bo się rzeczywistość realna nieco posypała. I trzeba się było zająć powstawaniem z ruin. Szkoda jednak, żeby tekst dalej kisł w wersji roboczej, więc skoro jako tako otrzepałam sukienkę z pyłu bitewnego, wrzucam - już bez dopisywania czegokolwiek.
............................................................................................................
Anioł upadł. A nawet bardziej spadł niż upadł, więc nie został aniołem upadłym. Ale stracił kontakt z jednym skrzydłem. Skrzydło zupełnie przestało tworzyć jedną masę (solną) z aniołem. Bo anioł jest z solnej masy. W rękawiczkach, szaliku, czapce. Bo to anioł zimowy, wykonany i podarowany przez J. I ten upadek miał miejsce jakiś czas temu. Anioł leżał sobie więc spokojnie na półce. Obok anioła spokojnie leżało sobie skrzydło i jakiś jeszcze oddzielny mały skrzydła ułomek. Do czasu sobie spokojnie to wszystko leżało. Anioł leżał bosymi stopami w kierunku brzegu półki. Półka ta nisko dość jest położona. W zasięgu Kiko. A raczej w zasięgu jego zębów. Bo Kiko najzwyczajniej w świecie postanowił zjeść anioła. Przemalowanego farbą. Zdążył aniołowi odgryźć duży, żółty palec lewej stopy. Uratowałam. Odsunęłam. Ale parcie na solnego anioła było tak duże, iż przeniosłam go na wyższą półkę, obłożoną książkami, więc wręcz niedostępną.
............................................................................................................
Anioł upadł. A nawet bardziej spadł niż upadł, więc nie został aniołem upadłym. Ale stracił kontakt z jednym skrzydłem. Skrzydło zupełnie przestało tworzyć jedną masę (solną) z aniołem. Bo anioł jest z solnej masy. W rękawiczkach, szaliku, czapce. Bo to anioł zimowy, wykonany i podarowany przez J. I ten upadek miał miejsce jakiś czas temu. Anioł leżał sobie więc spokojnie na półce. Obok anioła spokojnie leżało sobie skrzydło i jakiś jeszcze oddzielny mały skrzydła ułomek. Do czasu sobie spokojnie to wszystko leżało. Anioł leżał bosymi stopami w kierunku brzegu półki. Półka ta nisko dość jest położona. W zasięgu Kiko. A raczej w zasięgu jego zębów. Bo Kiko najzwyczajniej w świecie postanowił zjeść anioła. Przemalowanego farbą. Zdążył aniołowi odgryźć duży, żółty palec lewej stopy. Uratowałam. Odsunęłam. Ale parcie na solnego anioła było tak duże, iż przeniosłam go na wyższą półkę, obłożoną książkami, więc wręcz niedostępną.
Dziś anioł odzyskał skrzydło i duży palec. Czekam aż organy się przyjmą. I zastanawiam się, czy Kiko nie ma czasem jakichś niedoborów soli, skoro tak go ciągnęło do anioła (zastanawiam się, czy mam jeszcze gdzieś zachomikowanego solnego krasnala rodem z Wieliczki; krasnala mogłabym poświęcić...).
............................................................................................................
Anielskie organy się przyjęły. Póki co nie dokarmiam kota solą.
............................................................................................................
Anielskie organy się przyjęły. Póki co nie dokarmiam kota solą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz